Trend na deski z wiosłem ogarnął świat sportów wodnych w zadziwiającym tempie. Doszło już do tego, że większość firm windsurfingowych dołączyła do swojej oferty przynajmniej jeden model SUP'a (Stand Up Paddle). Dlaczego? Bo najlepiej sprzedają się rzeczy proste w obsłudze i oferujące sporo zabawy. Na SUP'ie może pływać prawie każdy bez względu na wiek czy sprawność fizyczną, nauka zajmuje mniej czasu niż założenie pianki, a do zwodowania deski wystarczy nam pierwszy lepszy staw czy mała rzeczka. SUP'a możemy też zabrać na fale i próbować swoich sił w prawdziwym surfingu. W teorii wszystko wygląda łatwo, prosto i przyjemnie.
OK, ale czy faktycznie stanie na desce i machanie wiosłem jest tak pociągające, aby warto było wydać kwotę porównywalną do taniej deski windsurfingowej? To pytanie zadaje sobie chyba każdy, kto pierwszy raz słyszy o tej zabawie. Spróbujemy na nie odpowiedzieć, choć musimy na wstępie zastrzec jedną rzecz - niestety ponownie nie jest to "test z prawdziwego zdarzenia" a jedynie "pierwsze wrażenia" z pływania na SUP'ie. Z przyczyn od nas niezależnych dostaliśmy deskę jedynie na 5 dni, z czego przez 3 wiało zdecydowanie nie na SUP'a. Ale o tym za chwilę…
Najbardziej charakterystyczną cechą SUP'ów są ich gabaryty. Te deski są po prostu DUŻE. I muszą takie być, aby zapewnić surferowi odpowiednią stabilność. Dla nas windsurferów rodzi to pewien problem - od paru lat jesteśmy przyzwyczajeni do mniejszych desek i w miarę kompaktowego sprzętu, który często bez problemu mieści nam się w samochodzie. Z normalnym SUP'em już ten numer nie przejdzie - pozostaje nam albo bagażnik dachowy albo naprawdę duży bus. Na szczęście wiele firm rozwiązało ten problem w bardzo pomysłowy sposób - oferując dmuchane deski, które bez problemu spakujemy do torby, mieszczącej się nawet w małym bagażniku. I znowu w teorii wszystko brzmi bajecznie, choć zaraz pojawiają się pytanie, czy aby taki dmuchany SUP nie przypomina bardziej materaca a cała zabawa lekkiej marketingowej lipy? Sesja z najnowszą deską RRD - Air SUProzwiała te wątpliwości!
Zacznijmy od paru technicznych drobiazgów. Deska Air SUP ma po napompowaniu 310 cm długości, 81 cm szerokości, prawie 11 cm grubości, 172 litry pojemności i waży około 11 kg. W komplecie otrzymujemy deskę z wbudowanymi dwoma bocznymi statecznikami 7 cm (są dość miękkie i nie przeszkadzają podczas pakowania), jeden centralny statecznik 19 cm w systemie us-box (o normalnej sztywności), pompkę z manometrem oraz zestaw naprawczy - łatkę z klejem. Wiosło i leash'a musimy kupić osobno. Wszystko po odpowiednim zapakowaniu mieści się w dołączonej do kompletu torbie.
Air SUP zbudowany jest z dwóch warstw PVC, z tyłu zamontowano w nim zawór, pokład pokryto miękką pianką EVA, na środku wmontowano rączkę do przenoszenia, a na dziobie umiejscowiono gumowe linki do zapakowania jakiejś torby, np. z prowiantem czy rzeczami.
Czas chwycić za pompkę. Według producenta deskę możemy napompować do 1,2 bara. Jest to maksymalne zalecane ciśnienie, choć w większości przypadków w zupełności wystarczy nam 1 bar. Do około połowy wymaganego ciśnienia wszystko idzie gładko. Później z każdym ruchem wskazówki manometru zaczyna się coraz cięższa praca. Napompowanie SUP'a do 1 bara wymaga naprawdę sporego wysiłku i trwa kilka minut. Jeśli pojedziecie na deskę z dziewczyną, możecie być pewni kto będzie stał za pompką… Ważna rzecz: jeśli zapinając rurkę pompki do zaworu nie sprawdziliście czy jest on ustawiony w pozycji zamkniętej, czeka was dość przykra niespodzianka - wyjęcie rurki powoduje wystrzał powietrza z siłą odrzutowca i… ponownie pompujemy od połowy ciśnienia. Po pierwszym takim zdarzeniu na pewno zapamiętacie, że zawór przed pompowaniem należy ustawić w pozycji zamkniętej. Wtedy wyjęcie rurki nie powoduje prawie żadnego ubytku powietrza.
Deska po napompowaniu jest zadziwiająco sztywna i twarda. Owszem, czuć że kadłub lekko ugina się pod ciężarem surfera, ale wszystko do złudzenia przypomina normalny kompozytowy kadłub. Skojarzenia z "materacykiem" są jak najbardziej bezpodstawne. Teraz pozostaje już tylko wkręcić statecznik, chwycić za wiosło i zejść na wodę.
Air SUP jest stabilny. Trudno oczekiwać czegoś innego po desce o takich gabarytach. Ale też nie jest to do końca stabilność, do jakiej przyzwyczajają duże szkoleniowe deski do windsurfingu. Pewien zmysł równowagi jest jednak potrzebny. Po odepchnięciach wiosłem deska lekko przemieszcza się po spokojnej tafli wody, choć trudno tu mówić o osiąganiu jakichś zawrotnych prędkości. Air SUP jest w końcu modelem "allround" a nie wyścigowym SUP'em race. Duży centralny statecznik na pewno sporo pomaga w utrzymywaniu kierunku, dzięki czemu nie musimy korygować kursu po każdym machnięciu wiosłem. Skręcać możemy na dwa sposoby: albo za pomocą samego wiosła, wykonując ruchy tylko z jednej burty, przez co deska zatoczy większy łuk, albo prawie w miejscu - jeśli do ruchów wiosła dołożymy przestawienie pozycji ciała tak, że jedna noga stoi mniej więcej na środku, druga obciąża rufę deski. Ot i cała podstawowa technika pływania na SUP'ie.
Muszę obiektywnie stwierdzić, że jest to całkiem fajna zabawa. Co prawda nie przysparza emocji w rodzaju skoku z 2 metrowej fali czy super szybkiego ślizgu, ale jako forma aktywności na wodzie bez wiatru - kapitalna sprawa! Po pierwsze cały czas obcujemy z deską surfingową, co już samo w sobie jest przyjemne dla każdego surfera, po drugie zapewnia fantastyczny trening. Na SUP'ie pracują prawie wszystkie części ciała i cały czas jesteśmy w ruchu. Stopień wysiłku zależy tylko od nas, więc nie jest to akcja pt. wracam na brzeg cały zlany potem. Po kilkukilometrowym rejsie człowiek czuje się naprawdę dobrze rozruszany ale nie morderczo styrany. Oczywiście jak ktoś ma ochotę to może wiosłować jak oszalały i z pewnością zasłuży na solidne zakwasy. Jest to więc świetne połączenie sprzętu wodno-rekreacyjnego z ogólnorozwojową zabawą.
Pierwszego dnia zabawy z SUP'em przepłynąłem kilka kilometrów po jeziorze, zwiedziłem od strony wody mariny (wzbudzając pewne zdziwienie pracujących tam wodniaków), zapuściłem się we wpływającą do jeziora rzekę, poznając bardzo malownicze tereny, o których do tej pory nawet nie miałem świadomości. Po czym spokojnie wróciłem na brzeg, spakowałem dechę do torby i 20 min. później z całym sprzętem byłem już w domu. Napływany w bezwietrzny dzień. Ot i cały urok dmuchanego SUP'a!
Czego Air SUP nie lubi? Silnego wiatru! O tym przekonałem się zabierając deskę nad morze podczas sztormu. Niestety w związku z potrzebą szybszego zwrotu sprzętu niż planowaliśmy, była to jedyna okazja aby przekonać się, czy dmuchany SUP w ogóle płynie na fali. Najpierw dobra wiadomość - tak, płynie. Nawet najmniejsza równa fala zabiera deskę ze sobą bez żadnego wysiłku. Jest to więc doskonała opcja do pierwszych prób surfingu na naszym morzu. Zła wiadomość jest taka, że najlepiej jakby podczas takiej zabawy w ogóle nie wiało. Wysokie dmuchane burty bardzo łatwo poddają się wiatrowi, przez co każdy silniejszy podmuch natychmiast znosi deskę, uniemożliwiając jakiekolwiek sensowne pływanie. Do tego nasze ciało działa niczym mały żagiel, co tylko potęguje dryf. Trzeba o tym pamiętać nawet na jeziorze, bo powrót pod wiatr przy szkwalistym wietrze jest naprawdę mało wesoły. Jak wygląda zabawa na falach bez wiatru - o tym może dowiemy się przy innej okazji.
Czego nie lubiłem w Air SUP'ie? W samej desce wszystko było jak należy. Największym mankamentem okazał się brak leasha. Trudno zrozumieć dlaczego z deską, która jest tak narażona na zwiewanie, w komplecie nie znajdziemy najtańszego nawet "sznurka" do przymocowania do nogi. Na szczęście nie jest to droga rzecz, a kółko do mocowania leasha znajduje się na rufie tuż przy zaworze. Drugim minusem jest torba na deskę, która wydaje się nieco za delikatna. Zamek błyskawiczny zapinający całość zaczął się rozłazić już po pierwszym pływaniu. Pasy, dzięki którym możemy założyć torbę jak plecak, były mało wygodne i po dłuższym spacerze z 16 kilogramowym pakunkiem możemy być lekko poobcierani.
Podsumowując… Jeśli zależy wam na jak najczęstszej aktywności na wodzie, lubicie pływać po różnych ciekawych akwenach, chcecie spróbować surfingu, pokazać dzieciakom, dziewczynie czy teściowej na czym polega pływanie na desce, macie mało miejsca na przewóz/przechowanie sprzętu - RRD Air SUP wydaje się być idealnym rozwiązaniem! Na pewno normalne kompozytowe SUP'y gwarantują lepsze osiągi, ale ich nie schowacie do torby i nie przewieziecie choćby pociągiem. Dmuchaną deskę znacznie trudniej jest też uszkodzić. Szczerze polecamy przynajmniej spróbowania zabawy z wiosłem. Być może zupełnie inaczej zaczniecie spoglądać na bezwietrzne dni!
Deskę do testu dostarczył importer RRD: www.abcsurf.pl