Gdy z początkiem wyścigu kajciarze śmiało ruszyli do przodu, Kevin Pritchard zadowolił się bezpiecznym, choć lekko spóźnionym startem. Dalej było tylko lepiej. Kevin zyskiwał coraz wyższą prędkość i jako pierwszy dopłynął do górnej boi. Wiedząc, że z wiatrem kajciarze mogą mu zacząć deptać po piętach, poświęcił wszelkie siły by maksymalnie pocisnąć w kierunku mety. Efekt był taki, że dotarł do niej koło minuty wcześniej od jednych z najszybszych kitesurferów świata! Pierwszy zawodnik z latawcem nawet nie widział płynącego przed nim Kevina, dlatego wpłynął na metę przekonany… że właśnie wygrał zawody. Niestety na plaży czekało go przykre rozczarowanie.
To pamiętne zwycięstwo - mówił po wyścigu Kevin. Kajciarze byli tak pewni wygranej, że aż się we mnie lekko zagotowało. Wpadłem do Baja pobyć trochę z bratem, jego rodziną i popływać dla zabawy na desce. Ale gdy oni zaczęli te swoje gadki, pomyślałem, OK, zróbmy to. Wziąłem swój 2-kamberowy żagiel 8.5, slalomówkę i ruszyłem. Warunki były znakomite, pewnie muszą teraz przeżywać, że pobił ich koleś z rekreacyjnym żaglem. Zrobiło mi się miło gdy cała plaża cieszyła się z mojej wygranej. Myślę, że kibice też mieli dość tego gadania. Nawet niektórzy kajciarze byli pod wrażeniem, że windsurfing wciąż trzyma się dobrze. Czuję jakbym wygrał ten wyścig dla wszystkich windsurferów, a nie tylko dla siebie. Wspaniałe uczucie!
Smaku dodaje fakt, że Kevin startował ze zwykłym rekreacyjnym pędnikiem - Ezzy Infinity 8.5 m (Kevin niedawno rozstał się z Gaastrą i obecnie pływa dla firmy Ezzy).