
Dla mojego taty windsurfing jest czymś, bez czego nie mógłby żyć, czymś bez czego nie wyobraża sobie świata, więc moja przygoda z windsurfingiem na większą skalę, musiała kiedyś mieć swój początek.


w przerwach między wyjazdami wakacyjnymi. Praktycznie spędzałam tam całe dnie. Pływałam średnio od 2-3 godzin dziennie. Wiatr można by powiedzieć, że mi sprzyjał, gdyż był odpowiedni do nauki, a do tego na pogodę też złego słowa powiedzieć nie można było.
Pewnego dnia wiały jakieś 3 beauforty. Pływałam akurat na żaglu dziecięcym, jak zawsze, 3.6 i nagle poczułam, że mnie porwało! Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że był to, można by powiedzieć, pół ślizg. Powoli, kiedy był do tego odpowiedni wiatr „porywało” mnie do tego pół ślizgu, a ja dzięki temu przygotowywałam się do tego ostatecznego, szybszego. Kiedy ten nadszedł była piękna pogoda: słońce i wiatr. Ledwo się utrzymałam na desce! Trochę się tym zmęczyłam, ale warto było! Odjazd! PóĽniej nadal pływałam tym swoim pół ślizgiem, choć od czasu do czasu mogłam doznać tego najlepszego. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, bo pływałam nadal na żaglu 3.6, gdyż nie mogłam poradzić sobie z większym pędnikiem.

Zapomniałam jeszcze dodać, że próbowałam elementów Freestylu. Nauczył mnie ich nauczyciel ze szkółki Sun Sport, Irek. Najpierw był to „helikopter”, który mi można by powiedzieć wychodził po kilku razach, a póĽniej „kaczy”, z którym mam nadal problemy. Ale pomału może się jeszcze nauczę tych kwestii. Wszystko jeszcze przede mną.
Poza Dąbkami i jez. Bukowem pływałam we Włoszech, na jez. Garda, sprzęt wypożyczyłam w znanej i jak sądzę lubianej szkole windsurfingowej Marco Segana, na Sardyni oraz na półwyspie helskim. Mimo tych wszystkich (3!) miejsc, wszystkiego nauczyłam się w Sun Sporcie, w Dąbkach, gdzie mam nadzieję spędzać dalej część wakacji.
Myślę, że w tym roku nauczę się już pływać w strzemionach i wielu innych ważnych rzeczy związanych z windsurfingiem. Czeka na mnie nowy pędnik, który sprezentowali mi rodzice oraz moja odnowiona deska- Mistral Flow, który „odwiedził” warsztat naprawczy po mojej katapulcie w sierpniu. Jak już powiedziałam wcześniej wszystko jeszcze przede mną i to jest dopiero „przedszkole” windsurfingowe i moje „aloha” się dopiero rozpoczęło.