Hurghada



Jeszcze kilka lat temu mało znane – dziś jest turystycznym centrum Morza Czerwonego. Dobre połączenie lotnicze wraz z dobrze funkcjonującą infrastrukturą i dobrymi hotelami jest coraz częściej wykorzystywane przez turystów.
















Akwen
Wiatr wiejący praktycznie przez cały rok, najmocniej w sezonie letnim czyni to miejsce doskonałym do uprawiania windsurfingu. Zatoko z plaska wodą oferuje doskonałe warunki dla początkujących i doskonalących. Akwen poza zatokoa oferuje fale ok. 1m wysokosci

Windsurf Centers
Procenter Tommy Friedl Deski F2 oraz żagle Neil Pryde



Fun-System Center z hotelem idealnym dla rodzin i tylko 5 km na północ od Hurghada. DeskiF2, Naish i JP oraz zagle Neil Pryde

Zajecia Dodatkowe
Hurghada słynie z doskonałych terenów do nurkowania: kursy dla początkujących ok. 250 Euro – 10 lekcji za 200 Euro.

Info
Czas przelotu: Ok. 4 godziny.
Różnica czasu: Strefa środkowoeuropejska + 1 godzina.
Waluta: Funt egipski.
Środki płatnicze: USD lub Euro (małe nominały banknotów), czeki podróżne, karty kredytowe.
Prąd elektryczny: 220V (zdarzają się wyłączenia prądu).
Język: Arabski, angielski.
Wypożyczenie samochodu: Za samochód 50 euro za dzień lub taksówka.
Napiwki: jako nagroda – 10%.


Statystyki




















RELACJA

Wrześniowe "loty" nad naszą Zatoką Gdańską, ostatnie w sezonie 2000, już po kilku tygodniach wydawały mi się senną marą ... piękną, ale z każdym dniem mniej realną. W konsekwencji przemożna chęć pływania nasunęła mi myśl o zimowej wyprawie do ciepłego i wietrznego miejsca. Szybko okazało się, że w rachubę wchodzić mogą, w terminie zimowych ferii, tylko Wyspy Kanaryjskie i Egipt. Zacząłem więc zgłębiać WSzelkie materiały o WSpomnianych miejscach. W tym momencie do wyjazdu zapalił się "nowy" fanatyk WS - Czesiu. Dylemat, gdzie się ostatecznie wybrać, byłby może i duży, ale kobiety (zarówno żonka Czesia, jak i moja) zdecydowanie preferowały opcję "pustynną". Czym się kierowały(???), a no nie siłą wiatru, bynajmniej, ani nawet zafalowaniem akwenu(!), one myślały o temp. wody i powietrza, "kamieniach" z przed kilku tysięcy lat i ("zwłaszcza" - przypis żony) ... kolorze skóry lokalesów. Niepojęte. Szczerze mówiąc, kaska też odgrywała pewną rolę, no i rafa koralowa, której WSzyscy bardzo byliśmy ciekawi. Tak wiec ostateczne decyzje zapadły.



Odliczanie ...



Dokonaliśmy wcześniejszej wpłaty w Scan H. (dlaczego właśnie to biuro wybraliśmy piszę dalej), by uzyskać obniżkę w wysokości 500zł na osobę i zaczęło się oczekiwanie wtorkowego poranka. Sporo czasu zabrało nam "odpowiednie" spakowanie sprzętu. Wydatnie pomógł nam w tym procesie, artykuł w magazynie "Windsurfing". Zdjęcie pokazuje, jak troskliwie "zaopiekowałem" się swoim zestawem. Dni mijały bardzo wolno. Litry potu zostawiliśmy z Czesiem na siłowni i basenie, by "moc" była z nami podczas upragnionego wyjazdu. Wewnętrzny ogień podgrzewał krew coraz bardziej, szczególnie, że poza pakowaniem (sprzętu oraz na siłowni) poświęcałem sporo czasu na oglądanie kaset z czadowym WS oraz literaturę. W bólach, ale w końcu udało się nam doczekać dnia wylotu.



Nareszcie na miejscu!



W hotelu Magawish byliśmy we wtorek 23 stycznia o 15,30 (czasu lokalnego, czyli o 14,30 naszego), a na wodzie o 16,15 - bo muszę powiedzieć, że wiało cudnie, wiec szybko WSkoczyliśmy na sprzęt z wypożyczalni. Zaczęło się wesoło, bo jak przybiegliśmy do Centrum WS w piankach i trapezach, to przywitano nas z uśmiechem i niedowierzaniem (nikt nie pływał, WSzyscy już odpoczywali!); "crazy" to słowo, które sympatyczny Niemiec, odpowiedzialny za prowadzenie centrum WS, powtarzał najczęściej. Oniemiał jak powiedzieliśmy mu, że chcemy żagielki 7,0 - ponownie padło wielokrotnie "crazy". No cóż, uwierzyliśmy mu na słowo, że płaska woda przy brzegu wcale nie oznacza, że wieje na 7,0. Wzięliśmy więc żagle 6,5 (zaWSze przecież można wrócić i pacnąć 7,0). Na marginesie mówiąc ja ważę 72 kg, Czesiu dobre 85 kg. Po zrobieniu 150m wiedziałem, że po pierWSze mam za duży żagiel (oj targało), a po drugie wyjście na bosaka, na desce totalnie wyślizganej na pewno zaowocuje zmoczeniem dupska mimo, że wziąłem sobie deseczkę naprawdę dużą (118 litrów). Kolejne kilkaset metrów, wyjście za cypel i "rafkę" utwierdziło mnie, że będzie przy rufie ciężko ..., wiało zdrowo, ale "do ataku": ręce szeroko, tylna stopa z pasów, nogi ugięte, wejście na krawędĽ , żagiel wybrany ... "idzie świetnie", adrenalina zaczyna pulsować w żyłach, linia wiatru w pełnym ślizgu, przednia noga z pasów i ... przeżaglowanie, falka i totalnie wyślizgany pokład wybiły mnie z płynnego skrętu, zachwiałem się i przy przerzucaniu żagielka dupsko znalazło się w wodzie. A woda tam jest naprawdę słona, co najciężej odczuwa gardło. Powalczyłem tak jeszcze przez chwilę (gubiąc przy okazji okulary, bo zapomniałem założyć gumki), ale "ćwiczenie" prawie przy każdym zwrocie wodnego startu szybko mnie zniechęciło szczególnie, że słonko nieubłaganie chowało się za górami więc każda chwila była cenna. Pokornie wróciłem na brzeg, zmieniłem żagielek na 6,0 (było jeszcze za dużo, ale niewiele, a przecież trzeba było trzymać fason), a deseczkę na dysponującą jeszcze antypoślizgiem. Czesiu zrobił to samo, jak się okazało już wcześniej i od dłuższej chwili bawił się z 6,0. Niestety pływanko było krótkie, bo i ciemnawo się robiło (na tych szerokościach geograficznych czegoś takiego jak wieczorna, długa szarówka nie uświadczysz w 45 minut robi się z dnia kompletna ciemność) i zamykano kramik. Tak się zaczęło, a następnie wiało przez kilka kolejnych dni i to ładnie. Czesiu pływał przede WSzystkim na swoim 6,0 (ma deskę 165l), a ja na 6,5 (deska 103l) - lubię mieć trochę większy żagielek, ale i na 5,5. Na wodzie zdecydowanie przeważały rozmiary ok. 6,0 i to nawet w przypadku ciężkich deskarzy. Niestety, jeden dzień straciłem i to z bardzo silnym wiatrem, miałem kłopoty zdrowotne (nie o "zemście faraona" mówię) i od rana plackiem leżałem na łóżku, ale popołudniu nie wytrzymałem świstu wiatru za oknem lekko się słaniając dotarłem do plaży, WSiadłem na swoją deseczkę z żagielkiem 5,5. Wiało czadowo, pierWSzy przelot (adrenalinka natychmiast ugasiła chorobowe bóle), rufka, 30 metrów i ... mega spin, przy dużej prędkości, oj tego jeszcze nie miałem, wiedziałem, że to musi być statecznik, a właściwie jego brak, podnoszę deskę, a tam ... "pustka" - urwany, lub zjedzony przez rekina - nie wiedziałem, ale faktem było, że pozostała po nim tylko końcówka schowana w desce. Pomachałem rękoma i po pewnej chwili przypłynęła pomoc (asekuracja na akwenie, to duży plus tego miejsca). Na zdjęciu widać jak wymieniam statecznik. Niestety już nie było mi dane popływać tego dnia, bo pech prześladował mnie niesamowity ... wolę nie pisać, co jeszcze tego pamiętnego popołudnia "odstawiłem" i dlaczego już na wodę nie schodziłem.

Nastały bezwietrzne dni, co wówczas robiliśmy, opisuję w dalszej części? Trwało to długo, za długo, ale zostało wynagrodzone bardzo silnymi wiatrami przez 3 dni (żagiel 5,5 i to bardzo często było zdecydowanie nazbyt dużo), bo wiało i 6B w porywach mocne, a goście pływali na 5,0 i mniejszych w tym i spore chłopiska. Ostatniego, 4 dnia wiało lekkie 3B i na dużych deskach z 8,0 ludzie bawili się świetnie, ja wziąłem 130l i 6,5 (błąd) i niestety mimo pompowania łapałem ślizgi tylko czasami, ale ostrej jazdy "użyłem" już przecież sporo, więc cieszyłem się tymi ostatnimi chwilami na słońcu i lazurowej wodzie. Kilka godzin póĽniej siedzieliśmy już w samolocie oglądając Morze Czerwone przez małe okienko. Podsumowując: mogło wiać cały czas, to by był raj, ale i tak był czad, bo jeszcze tyle czasu na moim 5,5 nie spędzałem. Ostre przeloty na płaskiej wodzie, sympatyczne skoki na falce - dzięki dużej prędkości i dobremu kierunkowi niedużej co prawda fali, można było bez problemu ładnie skoczyć, power jibes przy 6B na fali i "kartoflisku", ciasne rufki z tylną nogą na końcówce deski, czyli WStęp do slam jiba, helikopterki - niestety wciąż tylko słabowiatrowe, tak się bawiłem po wiele godzin dziennie. Naprawdę pełen czad.

Czesia muszę bardzo pochwalić, bo robił postępy w "oczach". Na Gardzie jeszcze wiatr nim mocno targał, o czym Maciek WSpominał, już we wrześniu w Rewie było znacznie lepiej. W końcu załapał "do czego są te pasy na desce" i dawał już nieĽle czadu. W Egipcie po pierWSzych dniach rozruchowych, kiedy były małe problemy z utrzymaniem wysokości i zapalaniem deski, ostro ruszył do przodu. Na silnym wietrze tylko raz dostał po "dupsku", ale moim zdaniem to wina przede WSzystkim jego ogromnej deski, jak na tamte warunki wiatrowe, bo i mnie na mojej 274 cm BEE zdrowo podwiewało, a kierunek wiatru i rodzaj (bardzo silne szkwały) był inny niż zwykle na tym akwenie i utworzył spore fale. Poza tym jednym ciężkim, ale pouczającym dniem, był świetny. W stopniu przyzwoitym nauczył się startu z wody (jak sam mówi: "opanował" start z wody), dzielnie radził sobie na wypożyczonej 130l desce, a fala i silny wiatr już nie sprawiały mu dużych problemów i mógł się nimi cieszyć, a o to przecież chodzi. WyraĽna poprawa techniki pływania widoczna też była i w tym, że bardzo rzadko widziałem spektakularne "katapy", w których jeszcze latem Czesiu wyraĽnie brylował - wzbudzając zarówno Maćka, jak i mój nieukrywany i szczery podziw. Ćwiczył też rufkę, nie ślizgową jeszcze, ale sekwencje ruchów opanował i myślę, że jest gotowy do wykonania pierWSzych prób zrobienia tego manewru w ślizgu. Sam również czuł, że idzie mu nieĽle więc wielokrotnie "obwieszczał" okrzykami swoje zbliżanie się do brzegu, zresztą bardzo imponujące, bo w pełnym ślizgu, co początkowo lekko szokowało opalających się Szwedów i Niemców, ale z czasem przywykli, no bo i co mieli zrobić?


Zdjęcia nie oddają nawet w małym stopniu tego jak się świetnie bawiliśmy, najlepiej udały się te zrobione wodoodpornym "wariatem", chyba w końcu zdecyduję się na teleobiektyw, bo najczęściej, jak już coś ekscytującego wyjdzie, to daleko od brzegu i bez "świadków i dowodów".



O pływaniu cd.



Podam jeszcze kilka szczegółów "technicznych":

1.Wiatr prawie wyłącznie z N lub NW, jak już wieje to cały czas, nawet w nocy, około południa wzmacnia go lokalna termika (chłodne morze i nagrzana pustynia). Wg statystyk w styczniu i lutym powinno być 70% powyżej 4B, my mieliśmy ok. 60%, ale mieliśmy wyraĽnego pecha, bo lokalesi byli zdziwieni tak długą przerwą zupełnie bez wiatru w trakcie naszego pobytu. Bardzo korzystnie wypada ocena siły wiatru i czasu jego trwania, bowiem od 5B do 6B wiało połowę wietrznych dni, a pływać można od np. 9.00 do 17.00.

2. Akwen jest dobry, ale nie idealny. Sporo płaskiej wody, potem kartoflisko (spłycenie z kępkami rafki), a jeszcze dalej falka typu zatokowego. Przypomina to trochę Gardę. Idealnie by było, jak by jeszcze robiła się tam fala jak w Łebie.

3. Bezpieczeństwo: WSpominałem, że na brzegu mają coś na silniku więc jest WSparcie. Uważać należy na bardzo liczne stateczki przewożące ludzi na pobliskie rafy. Na szczęście pływają dużo wolniej niż te nad Gardą i raczej nie stanowią zagrożenia, a zaWSze mogą pomóc jakby stało się coś dalej od brzegu.

4. Do prawdziwej rafy (troszkę rafy jest i na brzegu, i na WSpomnianym wyżej spłyceniu) jest dość blisko, może 2 km, a może 4 km, na wodzie trudno to ocenić dokładnie. Bez problemu z ABC (maska, rurka i płetwy) w plecaku płyniesz za darmochę na desce do najbliższej wysepki. W ślizgu (połóweczką) zajmie to kilka minut, ale myśmy tego nie ćwiczyli, bo jak wiało, to nie nurkowanie nam było w głowie.

5. Woda jest bardzo słona ;-) i miała ok. 20-21 stopni.

6. Temperatura: w nocy od 5 do 12 stopni, ale w dzień od 23 do 27 stopni, co w połączeniu z bezchmurnym niebem daje wyśmienite warunki i do WS i do nabrania odpowiednich kolorów.



Jak nie wieje ...,

to robimy "family day", opalanie, miłe słówka do dawno nie widzianej żony itd. Dodatkowo Egipt na takie "feralne" dni oferuje: piękną rafę - amatorskie zdjęcia "wariatem" tego nie oddają, ale jest to naprawdę coś WSpaniałego; Pustynię Arabską - bardzo odmienną od piaszczystej w większości Sahary (zdjęcie z wycieczki do beduińskiej wioski); niesamowite budowle z okresu gdzieś pomiędzy IV a I tysiącleciem, ale przed naszą erą (na zdjęciu: Ramzes II w monumentalnej świątyni boga Amona w Karnaku). Muszę przyznać, że jest co robić jak wiatr na moment zapomina o Hurgadzie. W Magawishu dodatkowo wieczorki spędzić można w jednaj z kilku knajpek w tym jeden lokal oferuje darmowy, wieczorny show. Uwaga: piwo drogie i beznadziejne, a drinki po prostu tragiczne więc lepiej udać się tam uczyniWSzy już w pokoju pierWSze "przygotowania" do wesołej zabawy. Kompleks dysponuje dużym zapleczem do aktywnego spędzania wolnego czasu, np. korty do tenisa, tory łucznicze itd. Na zdjęciu widać , że nasze kobiety bawiły się świetnie, tak więc nie trzeba zostawiać ("a nawet należy zabrać" - przypis żony) "piękniejszej połowy" w kraju, można ją śmiało zabrać.

Poza nurkowaniem na rafie, zaliczyliśmy wycieczkę do Luxoru i okolic (Dolina Królów, Świątynia w Karnak ... oraz całodniowe safari do małej, beduińskiej wioski na pustyni. Kair i piramidy są od Hurgady bardzo daleko, dlatego zostawiliśmy sobie tę atrakcję na następną wyprawę. Przyznam się, że egzotyczność Egiptu zrobiła na mnie spore wrażenie, chodzi mi przede WSzystkim o ludzi, to jak i gdzie żyją, czym się zajmują itd., Europa i Afryka różnią się nieprawdopodobnie.



Techniczne szczegóły - Scan H., transport, hotel itd.



Ze S.H. pojechaliśmy przede WSzystkim z uwagi na termin (wylot wtorek 23 stycznia 2001r.). Istniała konieczność dogrania wolnych dni w trzech firmach z feriami zimowymi w woj. Mazowieckim. Niestety pociągnęło to za sobą pewne niedogodności, mianowicie zapłaciliśmy, poza 25$ opłatą cargo (sprzęt do WS, bez względu na ilość paczek, ale z wagą poniżej 60kg) na lotnisku, dodatkowo 106 zł za transport naszego ponadnormatywnego bagażu. Rada: nic nie mówcie o swoich planach WS w biurze Scana, na lotnisku i tak sami będziecie musieli zapłacić cargo, a w Egipcie rezydent nie sprawdza, czy coś zapłaciliście dodatkowo, a nawet jak by to uczynił, to lokalesi za równowartość naszych 10-20 zł przewiozą WSzystko do hotelu i będą uważać, że mieli bardzo szczęśliwy dzień. Jak jestem przy kasie, to konkrety:

1. Hotel Magawish (właściwie, jest to ośrodek, bo w większości są tam bungalowy) ze śniadaniem, to 3199/osoba za 2 tygodnie, minus 500 za wcześniejszą wpłatę. W cenie była opłata za wizę egipską (ok. 15$), ale w innym terminie byłoby znacznie taniej.

2. Opłaty dodatkowe, to 25$ cargo, 106 zł "haracz" Scana oraz tzw. bakszysze, czyli drobne datki dla lokalesów (płaci się prawie za WSzystko) - kilkadziesiąt zł.

3. Komunikacja to śmieszne 1-2 zł za kurs, oczywiście busem nie taksówką, zależnie od odległości i zacięcia w targowaniu się. Można zapłacić i 10 zł(!) jak się odpuści negocjacje, Czesiu NIGDY nie odpuszczał, a raz nawet w wyniku zaciekłej walki konkurencyjnej między "przewoĽnikami" pojechaliśmy za 0,50 groszy od głowy - no, ale trzeba powiedzieć, że Czesiu jest na tym polu niedoścignionym mistrzem.

4. Jedzenie w hotelu było drogie, za przyzwoity posiłek 26 zł. W mieście ceny kształtowały się od 11 zł do 22 zł, ale trzeba być ostrożnym. Byliśmy więc częstymi gośćmi Pizza Hut. Przez pierWSzy tydzień, praktycznie poza śniadankiem, żywiliśmy się krajowymi przysmakami i to nie tylko z powodów oszczędnościowych, ale również z uwagi na okres aklimatyzacji. Mimo WSzystko "największego twardziela" - Czesia (to jego samoocena) i tak trafiła "zemsta faraona", normalnie mówiąc: sraczka. Spokorniał, potem wyraĽnie, ale po przyjęciu leków mógł pływać ... uff.

5. Wycieczki ze Scana były BARDZO drogie i nie polecam: np. pół dnia na rafie, bez jedzenia to 21$, Luxor 85$ itd. W mieście można to WSzystko mieć dużo taniej np.: rafa na cały dzień z jedzeniem 15$ a Luxor 45$. My jako, że byliśmy "gringo" najpierw parę złotych daliśmy zarobić naszemu "kochanemu" S.H., ale już Luxor wykupiliśmy w mieście.

6. Wypożyczenie sprzętu WS: 15$ za godzinę za cały zestaw lub 30$ za pół dnia, dużo taniej jest za samą deseczkę, bo 25 zł za godzinę. Opłacenie dwóch tygodni za komplet, to koszt około 320$.

Była to nasza pierWSza wyprawa samolotem ze sprzętem, tak więc martwiliśmy się o transport, przechowanie, bezpieczeństwo, jak i zejście do wody, sam obszar pływania itd. W konsekwencji wzięliśmy najdroższy hotel w ofercie S.H., bo wiadome było, iż jest on nastawiony na bardziej aktywnych turystów i dysponuje Centrum WS, centrum nurkowym, kortami do tenisa, mini golfem, squshem itd. Powiedziano nam tez, że śmiało można sprzęt trzymać przed bungalowem, który jest kilkadziesiąt metrów od wody - WSzystko okazało się prawdą. Wybranie innego hotelu oraz terminu(!) znacznie obniży koszty wyjazdu! W porównaniu do dwutygodniowego wyjazdu nad Gardę, to był wyjazd wyraĽnie odczuwalny dla kieszeni, ale ...



Czy tam wrócimy?

Zdecydowanie nie była to nasza ostatnia wizyta w Egipcie, szczególnie atrakcyjne jest to miejsce w okresie, kiedy w kraju mamy środek zimy. Naprawdę warto jechać, bo wiatr będzie, pewnie nie każdego dnia, chociaż wykluczyć tego nie można, ale przecież atrakcji tam nie brak ("oj nie brak" - przypisek żony). Polecam, to miejsce, bo solidne wiaterki ostudzą zagotowaną, wielomiesięcznym bezruchem, krew, słonko przypiecze nos, a adrenalina znowu popłynie żyłami.


Uczestnicy

W rolach głównych:

Edytka i Czesław Pospieszyńscy oraz Olga i Mariusz Jagodzińscy.

W rolach drugoplanowych:

wiatr, Morze Czerwone, rafa koralowa, Pustynia Arabska, Ramzes II i inni.


Od redakcji windsurfing.pl: Opis wyjazdu został przeniesiony z witryny http://www.procad.com.pl/windsurfing za zgodą autora reportażu.

Autor relacji: Mariusz Jagodziński


Wasze komentarze

Dodaj swój komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!

Katalog sprzętu

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.