Krzysiek 2012-02-21 14:11, Krzysiek

Kłopoty z dłońmi


Jednym z częstszych problemów, z którym spotykam się prowadząc szkolenia windsurfingowe są uszkodzenia wewnętrznej powierzchni dłoni u kursantów. Objawią się to występowaniem pęcherzy i zdartą skórą po kilku pierwszych dniach długiego i intensywnego pływania.
Następstwem tego jest dyskomfort, zmniejszona motywacja do pływania na desce i zmniejszona skuteczność wykonywania manewrów, gdyż osoby z uszkodzonymi dłońmi chwytają z reguły bom w bardziej delikatny sposób.

Przyczyny
Podstawową przyczyną uszkodzeń dłoni jest zbyt delikatna skóra na jej wewnętrznej powierzchni, co sugeruje, że dłonie należy „zahartować” przez planowanym wyjazdem windsurfingowym, tam, gdzie spodziewamy się spędzać na wodzie codziennie po kilka godzin. Oczywiście najlepszym sposobem na hartowania dłoni jest … regularne pływanie na desce windsurfingowej, przynajmniej kilka razy w tygodniu. Niestety ta opcja jest z reguły zarezerwowana jedynie dla wyczynowców, lub instruktorów windsurfingu. Choć nawet oni potrafią mieć poważne problemy z dłońmi, szczególnie po dłuższej, kilkutygodniowej przerwie w pływaniu. Większość z nas musi swoje dłonie dodatkowo hartować na lądzie.

Dłonie Maxa Wójcika z Kadry Narodowej windsurfingowej klasy RS:X (fot. M.Goliński)

Najlepszym sposobem zwiększenia odporności skóry wewnętrznej powierzchni dłoni jest odpowiedni trening na lądzie. Tu możemy z resztą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - poprawić swoją siłę i wytrzymałość siłową, szczególnie przedramion, tak bardzo potrzebną podczas pływania na desce i jednocześnie solidnie wzmocnić skórę na dłoniach. To jest z resztą temat na oddzielny artykuł, który mam nadzieje, wkrótce powstanie, ale w skrócie mogę polecić bliskie, a najlepiej codzienne, zaprzyjaźnienie się z poniższymi aktywnościami:
  • ćwiczenia na drążku
  • wspinaczka skałkowa
  • ćwiczenia z kettlebellem
  • wiosłowaniem na ergometrze wioślarskim

Każde z powyższych doskonale wzmacnia skórę na dłoniach i palcach i a także mięśnie przedramion, obręczy barkowej, a w przypadku dwóch ostatnich – także nóg i grzbietu. Rozumiem, że dostęp do ścianki wspinaczkowej może być problemem, ale nie ma żadnego wytłumaczenia do tego, aby nie zainwestować maksimum 150 złotych na drążek mocowany we framudze i pojedynczy kettlebell – przyrządy które będą nam służyły przez całe życie. Żaden z nich nie zajmuje w mieszkaniu żadnego miejsca, a do ich użycia potrzeba jedynie... chęci i kilku minut czasu dziennie. Jeśli ktoś ma możliwość ćwiczenia na sali do gimnastyki, to może wykonywać jeszcze dodatkowe ćwiczenia hartujące skórę. We wszystkich powyższych aktywnościach używa się magnezji (białego proszku zapobiegającego poceniu się i ślizganiu dłoni). Powoduje ona wysuszenie skóry i dodatkowe jej pogrubienie i wzmocnienie.

Dłoń mistrza świata w windsurfingu Piotra Myszki (fot. M.Goliński)

Aby dodatkowo wysuszyć skórę na wnętrzu dłoni można w nie wcierać regularnie spirytus izopropylowy. Już widzę oczami wyobraźni skwaszone miny wielu uprawiających windsurfing kobiet dbających na co dzień o to, by mieć miękkie i delikatne dłonie. Niestety drogie Panie, cos za coś – obawiam się, że w tym wypadku nie można mieć wszystkiego naraz.

Kolejną przyczyną jest zbyt mocne ściskanie bomu podczas pływania, szczególnie dotyczy to osób o niższych umiejętnościach. Wiele osób, szczególnie żeglując w trudniejszych warunkach, nadmiernie napina mięśnie obręczy barkowej, ugina ramiona, przestaje polegać na trapezie przy przenoszeniu siły pędnika na dekę i nieświadomie zaciska zbyt mocno dłonie na bomie. Osoby takie widać nawet z daleka – żeglują ze zgiętymi ramionami i uniesionymi w bok łokciami. Taki sposób pływania przyczynie się nie tylko do zwiększenia uszkodzeń dłoni, ale także do przedwczesnego zmęczenia mięśni obręczy barkowej. Osobom mającym z tym problemy polecam wyprostowanie ramion, opuszczenie łokci w dół i świadome rozluźnienie chwytu na bomie. Najłatwiej to wykonać wyobrażając sobie swoje dłonie jako haki, które są jedynie zaczepione za bom, ale go nie ściskają. Nadmierne ściskanie bomu nie jest do niczego potrzebne, a mimo to wielu ludzi właśnie tak pływa. Starajmy się zawsze upewnić się że nasze ramiona i barki są w miarę luźne, można też wykonać ćwiczenie polegające na tym, że podczas żeglowania na halsie świadomie zmniejszamy siłę chwytu bomu, przekładając kciuki tak, aby były po stronie pozostałych palców, a następnie zmniejszamy chwyt tak, aby bom był trzymany tylko zagiętymi palcami. W ten sposób nie tylko unikniemy lub przynajmniej opóźnimy wystąpienie pęcherzy i dziur na dłoniach, ale także zmniejszymy puchnięcie i ból mięśni przedramion, co jest kolejnym problemem osób pływających na desce sporadycznie.


Jedną z następnych przyczyn powodujących przyspieszenie występowania uszkodzeń dłoni jest… piasek. Może to się wydać dziwne, ale tak dokładnie jest. Wielu rekreacyjne pływających osób znosząc sprzęt do wody z piaszczystej plaży nie zwraca uwagi na to że na bomie jest z reguły wiele ziaren piachu. Specjalnie napisałem „ziaren”, bo jeśli bom jest wyraźnie zapiaszczony to większość osób go przemywa, ale właśnie często nie dokładnie i nie do końca, lub po prostu nie zwraca się uwagi na drobinki piasku. Nawet jeśli bom wydaje się czysty, to piasek może znajdować się pod zaczepami linek trapezowych, lub, często, w kieszeni masztowej. W takim wypadku podczas jednego z pierwszych startów z wody mieszanina wody i piachu wypływa z kieszeni masztowej prosto na rurki bomu, dostaje się miedzy bom a dłonie i zaczyna działać jak papier ścierny. Wystarczy naprawdę niewielka, praktycznie niewidoczna ilość piasku aby zrobić małą dziurkę w skórze dłoni, a to z reguły wystarcza do tego aby z niej po poł dnia pływania zrobiła się duża, bolesna rana. Moja rada – myjmy dokładnie bom przed wejściem na deskę, wypłuczmy dokładnie kieszeń masztową, a oszczędzimy sobie wielu problemów.

A co z rękawiczkami?
Ze zdecydowaną większością rękawiczek jest ten sam problem. Być może chronią one dłonie przed uszkodzeniami, ale ich użycie wymaga zwiększonego wysiłku mięśni przedramion aby utrzymać bom, gdyż powodują, że dłoń ślizga się wewnątrz rękawiczki. Wiec redukują one jeden problem, a nasilają inny. Dlatego tak niewiele osób je stosuje. Najlepsze rękawiczki są takie, które mają cienki materiał od strony dłoni. Co ciekawe, niektórzy zawodnicy stosują czasami zmodyfikowane rękawiczki do… nordic walking (fot. poniżej), które okazały się lepsze niż specjalistyczne rękawiczki przeznaczone do windsurfingu.


Jak radzić sobie z dziurami?
Oczywiście zapobieganie ich powstawaniu poprzez zastosowanie się do powyższych porad jest najlepszą i najskuteczniejszą metodą radzenia sobie z problemem dziur i pęcherzy na dłoniach. Co jednak robić jak już się pojawią? Nie jestem lekarzem, ale na pewno jednym ze skuteczniejszych zabiegów, wypróbowanych przez generacje windsurferów jest… użycie kleju kontaktowego (cyjanoakrylowego). Gdy mamy już pęcherz, musimy go przebić, ewentualnie wycisnąć z wnętrza płyn lub krew i pozostawić przez noc do wyschnięcia. Następnie lekko nacinamy go, do wnętrza wpuszczamy małą kropelkę kleju i mocno dociskamy skórę pęcherza do dłoni. To samo robimy jak oderwie się nam kawałek skóry, który jeszcze całkiem nie odpadł. Może to brzmi dość niebezpiecznie, ale kleje cyjanoakrylowe pierwotnie zostały właśnie do tego celu stworzone. Stosuj się je czasem w medycynie do klejenia tkanek, a powszechnie stosowali je żołnierze np. podczas wojny w Wietnamie, do szybkiego klejenia ran, tam, gdzie nie było możliwości ich szycia.

Inny ze sposobów radzenia sobie z problemem podsunął mi fizjoterapeuta RS:X Teamu Przemek Lutomski. Gdy pęcherz jest jeszcze wypełniony płynem, należy go przebić, wycisnąć zawartość i delikatnie wstrzyknąć pod pęcherz wodę utlenioną i dokładnie przepłukac. Po paru godzinach naskórek pęcherza przykleja się do skóry dłoni i można pływać dalej.

Większe rany powinny być opatrzone przez lekarza. Oczywiście doraźna metodą jest też oklejenie dłoni lub poszczególnych palców wodoodpornym plastrem. W przypadku dłoni problemem jest to, że taki plaster bardzo szybko się zwinie w rolkę. W skrajnym przypadku będziemy musieli sobie zrobić przerwę w pływaniu na kilka dni. Aby do tego nie dopuścić naprawdę radzę wykonywać cały rok regularnie ćwiczenia, o których wspominałem powyżej, albo… po prostu co najmniej kilka razy w tygodniu, przez cały rok pływać na desce, czego wszystkim, nie wyłączając siebie, życzę.


Tekst i zdjęcia: Mariusz Goliński 
 
Podobne artykuły:

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.