Testy

Neil Pryde The Fly

Skrzydło The Fly firmy Neil Pryde gościło już na naszej stronie na początku tego sezonu, kiedy Daniel Michalski, instruktor PSWing w szkole FunSurf, podzielił się z nami pierwszymi wrażeniami z lotów na przedseryjnym modelu tego winga. Teraz czas na nasze odczucia, z perspektywy półrocznego użytkowania seryjnego Fly’a. 

The Fly pojawił się na rynku w tym roku, będąc pierwszym w historii Neil Pryde’a skrzydłem do wingfoila. Za jego projekt odpowiada Nils Rosenblad, znany z prac nad żaglami Pryde’a i sprzętem używanym w Regatach o Puchar Ameryki. Nic więc dziwnego, że we Fly’u znajdziemy pewne rozwiązania techniczne i koncepcje, jakie od lat stosowane są w żaglach windsurfingowych.

The Fly składa się z dwóch osobno pompowanych tub, bez połączenia pomiędzy nimi. Najpierw pompujemy tubę poprzeczną, następnie główną, każdą do 8.5 psi w przypadku rozmiaru 4.7 m. Ponieważ Pryde zastosował w skrzydle zawory typu Halkey Roberts, będące standardem w pompowanych deskach SUP, można tu użyć dowolnej supowej pompki. Dziwne, że tak mało firm stosuje podobne rozwiązanie… Tutaj napotykamy zmianę w porównaniu do przedseryjnego modelu – kapturek na zawór został mocno zmniejszony i już nie sprawia problemów z haczeniem o leasha. 

Po napompowaniu The Fly nabiera smukłego kształtu, definiowanego przez krótką tubą poprzeczną. Zgrabności dodaje mu tuba główna o niedużej średnicy, z wyraźnym zwężeniem na końcówkach. Taki kształt ma za zadanie zwiększać efektywną pracę na wietrze oraz m.in. umożliwić lekkie otwarcie skrzydła i wypuszczenie nadmiaru wiatru. Łatwo też zauważyć dwie strefy naprężenia materiału. Z przodu skrzydło jest mocno napięte, tworząc lekko wybrzuszoną, eliptyczną krawędź natarcia, natomiast tylna część materiału luzuje się, przypominając pofałdowany lik wolny w dobrze wybranym żaglu windsurfingowym. Za stabilizację tylnej krawędzi skrzydła odpowiada sześć niedużych, wszytych na stałe listew. 

Na krótkiej, mocno wygiętej tubie poprzecznej znajdują się dwa rurkowe uchwyty, prawie w całości pokryte miękką pianką. Nawet przednie ścianki uchwytów zabezpieczono specjalnymi wstawkami z pianki, by nie doszło do uszkodzenia deski podczas uderzenia skrzydłem. To niesamowite, że tak wielu producentów stosuje uchwyty z twardymi krawędziami, kompletnie nie przejmując się losem desek. Dla posiadaczy Fly’a nie jest to jednak zmartwienie. Ich skrzydło, z dużą dozą prawdopodobieństwa, nie jest w stanie uszkodzić deski. Ze sztywnymi uchwytami otrzymujemy pełną paletę zalet: nieporównywalnie większy komfort, bezpośrednie przełożenie sił oraz dokładniejsze czucie skrzydła. Ciekawostką jest kształt przedniego uchwytu. Jego przód jest wyraźnie wyższy od tylnej części rurki. Wpływa to na większy komfort i lepszą wydajność pracy skrzydła na halsie oraz daje możliwość złapania za frontową część rurki, co m.in. umożliwia wygodniejsze obracanie skrzydła podczas manewrów w płaszczyźnie poziomej oraz stanowi dodatkową opcję do trzymania winga w łopocie podczas zjazdu z fali. Osoby dopiero uczące się obsługi skrzydła ucieszy znacznie łatwiejszy chwyt za przednią część rurki podczas wchodzenia na deskę. 

Z innych ciekawostek konstrukcyjnych warto wymienić specjalne „klipsy” na tubie głównej, zabezpieczające wewnętrzną komorę przed skręceniem oraz spore wycięcie przy przedniej krawędzi pod tubą poprzeczną, dzięki któremu ciśnienie powietrza/wiatru w skrzydle jest równomierniej rozprowadzane. Fly’a wyposażono też w małe okienka, które, mimo swoich nikłych rozmiarów, często ułatwiają orientację w tym, co się dzieje po drugiej stronie skrzydła. 

The Fly należy do lepiej wykonanych skrzydeł, jakie mieliśmy okazję trzymać w rękach. Pryde’owi udało się uzyskać świetny kompromis pomiędzy bardzo przyjemną lekkością konstrukcji, a zachowaniem rozsądnych wzmocnień i solidnych przeszyć. Po pół roku użytkowania nic się w nim nie pruje, rozrywa i nie odpada. Trudno też stwierdzić, żeby skrzydło jakoś odczuwalnie się rozciągnęło, co jest niestety częstym mankamentem niektórych lekkich skrzydeł z dakronu. Wszystkie zdjęcia i film z tego testu ukazują egzemplarz po 6 miesiącach eksploatacji. 

Do kompletu dołączony jest lekki i bardzo dobrze odszyty plecak ze wzmocnieniem na jednej z szelek, pozwalającym oprzeć foila podczas spaceru z deską. Minusem zestawu jest brak dołączonej do kompletu smyczy, którą należy nabyć osobno (można zamówić razem ze skrzydłem, wybierając odpowiednią długość linki). 

Wrażenia na wodzie

Super komfortowe uchwyty oraz lekka, wyważona konstrukcja z krótką tubą poprzeczną powodują, że skrzydło wydaje się samo fruwać. Tę poręczność Fly’a świetnie czuć podczas pompowania. Wtedy niepozorna „mucha” staje turbo maszynową do wczesnych startów. Neil Pryde w materiałach reklamowych wyraźnie promuje duży ciąg swojego skrzydła i zaleca sięganie po rozmiar mniejszy od „innych skrzydeł na rynku”. Po zmianie starego skrzydła 5.0, które też miało dobry ciąg, na Fly’a 4.7, mogę śmiało potwierdzić te zapewnienia. Wing Pryde’a generuje świetną moc, a w połączeniu z niebywałą poręcznością, która wprost zachęca do dynamicznego pompowania, pozwala wystartować na foilu zaskakująco wcześnie. Film, który możecie zobaczyć poniżej, został nakręcony przy wietrze od 9 do 11 węzłów (według pomiarów stacji meteo). Deska 85 litrów, foil GA HP 1750 i waga testera 76 kg. 

W swoim optymalnym zakresie wiatru The Fly zachowuje się niczym kameleon, potrafiący na życzenie zmienić sposób, w jaki go odbieramy. W jednej chwili jest jak szybki żagiel freerace, z mocno domkniętą pozycją i równym obciążeniem dłoni, by po chwili zmienić się w dynamiczne skrzydło freestyle, zachęcające do manewrów. Wszystko zależy od tego, jaką rolę mu przypiszesz. On nie oferuje jednej dobrej pozycji, którą sam ustawia i leci dalej na autopilocie, tylko czeka na Twój sygnał – co teraz wybierzesz? Początkujący wingsurferzy nie muszą się tym specjalnie przejmować, ponieważ The Fly w większości pozycji oferuje równe, stabilne prowadzenie. Jednak najwięcej zabawy z tym skrzydłem będą mieli bardziej doświadczeni piloci, którzy w pełni wykorzystają wszystkie niuanse jego możliwości. A jest ich naprawdę sporo. Samo prowadzenie na halsie może być w pełni zrelaksowane, albo dynamicznie wyścigowe. Wystarczy tylko lekko zmienić kąt ustawienia skrzydła i odpowiednio przesunąć dłonie na uchwytach. Zgrabność Fly’a najbardziej ujawnia się podczas manewrów. Choć już sam rozmiar 4.7 nie jest specjalnie duży, to nawet on sprawia podczas obrotów skrzydłem jeszcze mniejsze wrażenie. Kątowe ustawienie przedniego uchwytu jest wprost genialne, szczególnie gdy zaczniemy obracać skrzydłem, trzymając za frontową (bardziej pionową) część rurki. Skrzydło naturalnie okręca się wtedy w płaszczyźnie poziomej, stawiając tylko minimalne opory podczas manewru. Kto raz spróbuje tego rozwiązania, będzie miał ciężki problem z powrotem do zwykłych uchwytów rurkowych, nie mówiąc już o miękkich taśmach. 

Fanów zjazdów z fali ucieszy duża i sztywna rączka na tubie głównej. Umożliwia ona pewny, kontrolowany chwyt skrzydła, które lubi spokojnie frunąć w neutralnej pozycji, pozwalając skupić się na prowadzeniu deski na fali. 

Górny zakres Fly’a 4.7 jest bardzo dobry, choć trzeba przyznać, że niektóre skrzydła mogą pod tym względem wypaść trochę lepiej. W zależności od rozmiaru foila i wagi deskarza można na nim komfortowo latać do około 23-25 węzłów. Jeśli jednak przekroczymy za bardzo górny limit, skrzydło staje się trochę nerwowe i zmusza do uważniejszej kontroli. Moją górną granicą było około 30 węzłów. Wtedy żarty się skończyły i pozostało jedynie „parasolkowe” sztormowanie, podczas którego i tak walczyłem o pozostanie częścią całego zestawu. Takie pływanie jest oczywiście bez sensu, bo raz, że już dawno powinienem zmienić skrzydło na mniejsze (akurat takiego nie wziąłem), a dwa – po prostu szkoda sprzętu, w szczególności dakronu, który od silnego trzepotania może się osłabić. 

Podsumowanie

Neil Pryde The Fly okazał się jedną z największych sprzętowych niespodzianek sezonu 2023. Szczerze, nie spodziewaliśmy się tak udanego skrzydła z pierwszej serii, nawet od tak doświadczonego producenta. To wing, który cały czas zaskakuje energią i sprawia, że chce się znowu po niego sięgnąć. The Fly ma w sobie sporo z charakteru dobrego windsurfingowego żagla, dlatego wielu windsurferów momentalnie powinno go polubić. Skrzydło świetnie spisuje się zarówno na kapryśnym śródlądziu, jak i na wietrznym wybrzeżu. Rodzaj zastosowania zależy wyłącznie od Ciebie. Jego osiągi idą w parze z doskonałym wykonaniem, a sztywne uchwyty pod względem komfortu i konstrukcji nie mają wielu konkurentów. Z tego skrzydła Neil Pryde może być naprawdę dumny. A to przecież dopiero początek jego przygody z wingami!

Skrzydło do testu udostępnił sklep Easy-surfshop.pl

1 komentarz

1 komentarz

  1. Pingback: NeilPryde FLY II 2024 | Windsurfing.pl

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

To Top