Testy

NeilPryde FLY SL 7.0

Jedną z największych zalet wingfoila jest możliwość wykorzystania marginalnych i bardzo kapryśnych warunków wiatrowych. Dzięki postępującemu rozwojowi sprzętu minimalny próg wiatru, jaki potrzebny jest do efektywnej zabawy na wodzie, staje się z sezonu na sezon coraz niższy. Oprócz coraz to lepszych foili i szybciej startujących desek, ogromna w tym zasługa specjalistycznych skrzydeł, przeznaczonych głównie na słaby wiatr. Jednym z nich jest NeilPryde FLY SL, którego mieliśmy okazję przetestować w rozmiarze 7.0 m. Oto jak w skrócie przedstawia go jego producent: 

NP Fly SL to zupełnie nowy projekt opracowany przez zespół projektantów NP, aby maksymalnie wykorzystać dni ze słabym wiatrem na jeziorach Europy. Nowy Fly SL wcześnie startuje i długo utrzymuje się w powietrzu. Jest on szczególnie przydatny dla cięższych riderów, korzystających z większych desek, ale też na tyle zrównoważony i kontrolowalny, że skorzystają z niego wszyscy, którzy chcą maksymalnie obniżyć minimalną prędkość startu w najlżejszych warunkach wiatrowych. 

Zalety dużych skrzydeł są oczywiste. Już sam rozmiar 7.0 m daje nam pewność, że otrzymamy sporo dodatkowej mocy. Jednak wiele osób obawia się, że wraz ze zwiększoną powierzchnią pojawią się problemu z poręcznością i wagą skrzydła. NeilPryde postanowił temu zaradzić stosując bardziej płaską sekcję przednią, nieco niższy stosunek szerokości do wysokości oraz zredukowany kąt natarcia skrzydła, co pozwala utrzymać równomiernie zbalansowany środek ciężkości między obiema rękami. Zanim odpowiemy na pytanie, czy te zabiegi odniosły sukces w rekreacyjnych rękach, najpierw kilka słów o konstrukcji nowego FLY’a

Skrzydło NeilPryde’a otrzymujemy w małym plecaku, który gabarytowo niewiele się różni od plecaka do standardowego Fly’a 3.6 m. Do zestawu dołączony jest też adapter do końcówki pompki i łatki naprawcze. Smycz do skrzydła musimy kupić osobno. 

FLY SL na pierwszy rzut oka wygląda jak powiększony standardowy FLY. Mamy tu podobne materiały i kształt, choć zwraca uwagę wydłużona proporcja tuby poprzecznej względem rozpiętości skrzydła oraz brak drugiego rzędu okienek. Duży FLY otrzymał węglowe uchwyty, dwa niezależne zawory do pompowania tub oraz sześć małych listew na liku wolnym. Skrzydło ma wyraźnie naprężony materiał, szczególnie w przedniej części i dość smukły profil jak na swój rozmiar. Zgodnie z tym, co napisał producent, krawędź natarcia FLY’a nie jest przesadnie pogrubiona. Ogólnie FLY SL sprawia wrażenie dużego winga, jednak zachowuje wizualną zgrabność. 

Skrzydła NeilPryde’a przyzwyczaiły już nas do wysokiej jakości wykonania i także w tym przypadku nie ma wyjątku. Wszystko jest starannie przeszyte, newralgiczne miejsca odpowiednio zabezpieczone mocniejszymi materiałami, uchwyty są bardzo solidnie przytwierdzone do tuby. Przed przypadkowym skręceniem pęcherza chronią dwa specjalne zaczepy na środkach połowy długości tuby głównej. 

Wrażenia na wodzie

Przyznam szczerze, że idąc w stronę głębszej wody jeziora Miedwie nie bardzo wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Czy wing nie okaże się zbyt ciężki gdy siądzie wiatr? Czy nie będzie haczył końcówkami o wodę podczas lotu? Jak tym manewrować? Co jak powieje mocniejszy szkwał? Smaku dodawał fakt, że oprócz skrzydła do testu otrzymaliśmy też wyczynową deskę JP R-Winger 80 litrów, o której przeczytacie w kolejnym teście. Do deski przymocowany był foil GA MP 1290, jego test możecie przeczytać tutaj

Warunki wiatrowe okazały się idealne do sprawdzenia tego zestawu, czyli 2,  w porywach 3 Beauforta. Zwykle w takich okolicznościach prędzej pomyślałbym o pływaniu na SUPie niż z żaglem, czy skrzydłem. Pierwszym sprawdzianem było obrócenie skrzydła na wodzie do pozycji startowej. Okazało się to całkiem łatwe i niewiele odbiegało od obracania skrzydła w okolicach 5-6 m. Nawet przy niewielkim podmuchu wiatru FLY SL potrafi unieść się w powietrze, niwelując obawy o jego gabaryty. Jedynie przy prawie całkowitej flaucie, gdy skrzydło nie ma żadnego oparcia na wietrze, czujemy większy ciężar pędnika i faktycznie staje się wtedy mniej poręczne. W takich warunkach trudno jednak mówić o jakimkolwiek pływaniu. 

FLY SL do pierwszych zmarszczek na wodzie generuje sporą moc ciągu, łatwo rozpędzając deskę. Jeszcze lepsze efekty uzyskamy pompując. Naprężony materiał FLY’a SL bardzo efektywnie „zagarnia” wiatr, zachowując przy tym przyjemną elastyczność, co sprawia, że nawet dynamiczne pompowanie nie wymaga użycia nadmiernej siły. Każdy ruch skrzydłem przekłada się na przyspieszenie i deska wprost wyskakuje z wody przy niewiarygodnie słabym wietrze. FLY ma charakterystyczny ciąg, który nie tylko wytwarza siłę skierowaną na wprost, ale też trochę do góry, co odczuwalnie pomaga podczas startu. 

Po nabraniu prędkości FLY SL sam układa się do pozycji na halsie pod lekkim kątem, przez co unikamy haczenia końcówkami o wodę. Prowadzenie skrzydła jest bardzo stabilne, z zachowaniem pełnej kontroli nad lotem. Wydaje się też lżejsze, niż moglibyśmy się tego spodziewać po 7 metrach powierzchni. W dobrym czuciu FLY’a pomagają bardzo sztywne i świetnie wyprofilowane uchwyty. Do pełni szczęścia tylny uchwyt mógłby być usytuowany trochę bliżej przedniego, ale dla wyższych osób taka pozycja może okazać się w sam raz. 

Nie będę ukrywał, że pierwszy zwrot był mało spektakularny. Wszedłem zakręt prawie bez wiatru w skrzydle, szybując na samym foilu, lik wolny opadł na wodę, a deska momentalnie wyhamowała. Nauczka na przyszłość – z takim dużym skrzydłem bezpieczniej jest inicjować zakręt z odczuwalnym wiatrem w wingu i/lub postarać się, by skrzydło podczas obracania było ułożone nad głową bardziej równolegle do wody. Nie jest to tak łatwe jak ze skrzydłem 5.0, ale spokojnie wykonalne. Po prostu trzeba włożyć trochę więcej siły, szczególnie w marginalnych warunkach. Mając to w pamięci, kolejne próby zwrotów kończyły się zdecydowanie lepiej. FLY SL z pewnością nie jest skrzydłem do freestyle’u, ale każdy średniozaawansowany freeride’owiec, który potrafi wykonywać zwroty z mniejszymi wingami, również z 7-ką poradzi sobie bez problemu. 

Pod koniec testowej sesji wiatr zaczął się lekko wzmagać do jakichś 4 Bft. Choć zachowanie FLY’a było w pełni kontrolowane, dało się wyczuć, że skrzydło samo zaczyna się mocniej otwierać i lekko ciągnąć w górę. Bez szarpania czy przemieszczania środka ożaglowania, zmuszającego nas do zmiany pozycji rąk na uchwytach. Wszystko pod kontrolą. Jednak dla moich 77 kg był to już sygnał, że najlepszy zakres wiatru dla tego rozmiaru mamy za sobą i prawdopodobnie lepiej będzie przesiąść się na coś w okolicy 5 m. 

Podsumowanie

NeilPryde FLY SL 7.0 okazał się przyjaznym olbrzymem, dzięki któremu pływanie przy słabym wietrze nabrało zupełnie nowego wymiaru. Ile dni w sezonie można dzięki niemu zyskać, wyobrazi sobie każdy, kto spędza lato nad jeziorem, gdzie 3 Bft oznacza „wietrzny dzień”. Jeszcze 5 lat temu taki pędnik na totalnie marginalne warunki, który ważyłby zaledwie 3.5 kg, był tylko szaloną fantazją. Teraz możemy z niego korzystać, ciesząc się łatwym i przyjemnym pływaniem prawie bez wysiłku… i prawie bez wiatru. NeilPryde FLY SL oferuje niesamowicie wczesny start, kapitalne osiągi przy słabym wietrze i zaskakującą poręczność jak na swój rozmiar. Nie należy się go bać, nawet jeśli masz wrodzoną awersję do dużych pędników. Wykonanie, ergonomia i łatwość obsługi skrzydła stoją na najwyższym poziomie. Zdecydowanie polecamy, szczególnie dla śródlądowych wingsurferów! 

Sprzęt do testu udostępnił sklep Easy-surfshop.pl

Napisz komentarz

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

To Top