Krzysiek 2011-11-14 17:54, Krzysiek

Simmer V-MAX 6.6 2012 - test




Żagle Simmera choć większości są dobrze znane, do niedawna nie cieszyły się jakąś wielką popularnością wśród polskich windsurferów. Było to po części spowodowane ograniczoną dostępnością nowych modeli na naszym rynku i praktycznie całkowitym brakiem testów w rodzimych mediach. Z tym większą ciekawością sięgnęliśmy po najnowszego Simmera V-MAX 6.6 na sezon 2012, który dotarł do nas dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora tej marki - firmy Hydrosfera.



Simmer V-MAX reprezentuje najbardziej popularną grupę żagli windsurfingowych - freeride'owych modeli bez kamberów. Dostępny jest "tylko" w 6 rozmiarach - od 5.4 do 8.6 m, czyli dokładnie w takim zakresie, jaki jest najczęściej używany do freeride'u. Producent już na starcie daje wyraźnie do zrozumienia, że głównym zadaniem tego modelu jest przede wszystkim bardzo łatwe uzyskiwanie ślizgu, bezproblemowa obsługa żagla i przyjemność z rekreacyjnego ślizgania się po wodzie. W ulotce reklamowej nie znajdziemy żadnych wzmianek o "kosmicznych osiągach", "regatowym zacięciu" czy "ultra wyżyłowanej konstrukcji z zastosowaniem najnowszych patentów".



Mimo to już po wyjęcia z worka żagiel przyjemnie zaskakuje solidną konstrukcją. Główne panele wykonane są z dość grubego monofilmu, a całość objęta została ramą ze wzmocnionych laminatów. Tak jak w każdym żaglu Simmera, przez panele przechodzą dwa kevlarowe pasy, tzw. streatch control, utrzymujące w ryzach profil żagla podczas pracy przy silniejszym wietrze. Wszystkie detale wykonane są bardzo starannie, a całość naprawdę budzi zaufanie.

Taklowanie V-MAX'a przebiega bezproblemowo. Ponieważ z żaglem nie dostaliśmy oryginalnego masztu, w ruch poszedł prywatny RDM 100% C. Było to trochę na przekór zaleceniom producenta, który do tego modelu w dalszym ciągu proponuje typowy maszt SDM. Jak się okazało, taka zmiana nie odbiła się naszemu Simmerowi czkawką. Żagiel bardzo łatwo uzyskuje właściwy profil i wyraźny skręt głowicy, tak więc podczas zabawy z wyciąganiem po maszcie nie dostaniemy przepukliny. Generalnie wydaje się, że żagiel lubi dość zdecydowane pociągnięcie po maszcie, a grę w ustawienia zostawia dla wybierania po bomie. Tutaj faktycznie zostaje nam dość spory zakres ustawień, co ma później wyraźne przełożenie na zachowanie żagla na wodzie.



Już podczas przenoszenia V-MAX'a do wody czujemy, że nie będziemy narzekać na jego ciężar. Kolejna niespodzianka - pierwsze wejście w ślizg. Przyznam szczerze, że tak łatwo odpalającego żagla dawno nie miałem w rękach. Elastycznie pracujący materiał świetnie wychwytuje wiatr i momentalnie napędza deskę. Przy niezbyt silnym wietrze wystarczyły dwa lekkie machnięcia pędnikiem by żagiel wygenerował odpowiednią siłę ciągu, dorywając deskę od wody. Zaraz po wejściu w ślizg czeka nas świetne przyspieszenie i stabilne, komfortowe prowadzenie żagla na halsie. Nisko rozbudowana stopa pozwala łatwo domknąć pędnik, a dobrze "zamknięty" środek ożaglowania powoduje, że nasza deska płynie lekko, bez wyraźnego obciążania statecznika niepożądanym bocznym dryfem. Przez to żagiel daje poczucie większej pewności siebie i ułatwia inicjowanie różnego rodzaju manewrów.

Tutaj dochodzimy do kolejnej zalety V-MAX'a. Połączenie lekkości pędnika, listew które nie zachodzą za maszt i elastycznego materiału, zapewnia dobrą manewrowość. Kręcenie rufek z tym żaglem jest szybkie, łatwe i przyjemne. Jak do tej pory same zalety! Czyżby żagiel bez wad? Niestety nie ma rzeczy idealnych i tak jak zdecydowana większość żagli bez kamberów, tak i V-MAX troszkę traci na komforcie i osiągach przy silniejszym wietrze. Kiedy poczujemy, że żagiel zaczyna generować trochę za duży ciąg i nadmiernie obciąża tylną rękę, to znak, iż wypada trochę mocniej pociągnąć V-MAX'a po bomie. Mamy tutaj dość spory zakres regulacji, szczęśliwie faktycznie dający pozytywne rezultaty. Mocniejsze wybranie rogu szotowego przywraca przyjemną kontrolę i pozwala dalej cieszyć się silniejszym wiatrem. Nie oczekujmy jednak jakichś niebywałych osiągów w trudniejszych warunkach. To nie jest żagiel do zabawy z GPS'em. Co prawda uzyskuje bardzo przyzwoitą prędkość, ale w górnym zakresie daje się odczuć, że jego praca idzie bardziej w kierunku amortyzowania szkwałów, niż generowania mega prędkości. I taki właśnie powinien być uniwersalny żagiel do freeride'u. Do bardziej wyczynowej żeglugi służą przecież inne modele. Charakterystyka V-MAX'a znakomicie predysponuje go za to do zabawy w amatorskie regaty slalomowe. Rewelacyjne wchodzenie w ślizg, szybkie przyspieszenie, komfort na halsie i bezproblemowe zwroty są receptą na wygrane wyścigi!



Podsumowując, Simmer V-MAX to znakomity żagiel freeride zarówno dla początkujących jak i bardziej zaawansowanych windsurferów, którzy cenią sobie świetny ciąg w dolnym zakresie, ale nie za cenę lekkości i manewrowości pędnika. Simmer jest szczególnie godny polecenia do zabawy na akwenach śródlądowych, gdzie jego mocne strony będą najczęściej widoczne. Warto go też polecić tym osobom, które chcą mieć mniejszy rozmiar żagla, ale o ciągu porównywalnym do ciut większych konstrukcji.

Fot. Marcin Jabłoński.

Dziękujemy firmie Hydrosfera za udostępnienie sprzętu do testów. 
Podobne artykuły:

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.