2006-09-29 10:40, ~Redakcja Windsurfing.pl

Rywalizacja windsurfingowa z perspektywy czasu





Zmiany, które nastąpiły w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat nie ominęły również windsurfingu. Sami możemy obserwować dynamiczny rozwój tej dyscypliny w naszym kraju.

Rywalizacja windsurfingowa z perspektywy czasu również zmieniła swoje oblicze. Postanowiliśmy zapytać jednego z najlepszych polskich zawodników jak on ocenia zmiany w „naszej dyscyplinie. Przemek Miarczyński, Mistrz Świata, reprezentant Polski na Igrzyskach Olimpijskich dzieli się z nami swoimi doświadczeniem i spostrzeżeniami z życia aktywnego sportowca w Polsce.


Komu jest łatwiej, czyli zawodnik windsurfingowy wcześniej i dziś

Ogólnie uważam, że dzisiejszy nawet bardzo młody zawodnik ma jednak sporo łatwiejszą sytuację i dużo większe możliwości . Kiedy ja w 1988 roku zapisałem się do SKŻ-tu, zawodników w mniej więcej moim wieku było raptem 3-4. W tej chwili jest uczniowski klub sportowy UKS, do którego co roku zapisuje się po 5-10 osób, nie wszyscy z nich oczywiście zostają zawodnikami. Oprócz tego jest dużo większa ilość szkółek, w których można spokojnie stawiać pierwsze kroki. Sprzęt do nauki, tak jak w momencie kiedy ja zaczynałem otrzymuje się od klubu. Plusem jest niewątpliwie teraz to, że sprzęt jest sporo lepszy i łatwiej tak na prawdę się nauczyć na nim pływać a z kolei trudniej zbyt szybko się zniechęcić. W 1985 czy nawet 1990 roku zdecydowanie nie było takich możliwości sprzętowych czy wyjazdowych jak w tej chwili. Jest to pewnie w dużej mierze związane z tym że windsurfing w latach 1985-2000 (w Polsce przynajmniej) był sportem bardzo szybko rozwijającym się i duże zainteresowanie tą dyscypliną spowodowało, że są w niej znacznie większe pieniądze niż dawniej. Myślę, że klub SKŻ Hestia Sopot, którego jestem zawodnikiem jest na to najlepszym przykładem, co prawda nie ma w Polsce a nawet w europie drugiego takiego klubu.


Pieniądze, nieodłączny aspekt rywalizacji sportowej

Wydaje mi się, że w tej chwili dużo łatwiej o sponsorów chociaż też bardzo trzeba się o nich starać. Pamiętam, że kiedyś jak udało nam się dostać od sponsora pieniądze na sam dojazd na zawody to już było sukces, głównie na tym opierał się sponsoring. W tej chwili są to często kilkuletnie umowy dla danego zawodnika czy nawet całego teamu. Fakt jest jednak taki, że nawet jak już uda nam się znaleźć pieniądze od sponsora to rzadko kiedy są one tak duże żeby wystarczyły na cały sprzęt i wyjazdy. Dodatkowym plusem w tej chwili jest to, że po przez lepsze wyniki jest automatycznie więcej pieniędzy ze Związku, czyli z budżetu państwa. Dzięki temu jest szersza kadra narodowa i olimpijska począwszy oczywiście od najmłodszych zawodników.


Bez ciężkiej pracy na treningach nie można osiągnąć sukcesów.

Jeśli chodzi o warunki treningowe i częstotliwość tych treningów to duże znaczenie ma to w jakim okresie tzn. np. zimowe treningi w Polsce raczej wyglądają podobnie i możliwości do ich prowadzenia się dużo nie zmieniły. Spora oczywiście różnica jest w ilości wyjazdów za granicę i ich jakości. Wydaje mi się, że takim przełomowym rokiem dla mnie i nie tylko był rok 1996. Od tego właśnie roku powstała po raz pierwszy tak szeroka kadra olimpijska Sydney 2000, do której ja dostałem się dzięki wynikom w juniorach. W latach wcześniejszych ilość zawodników w kadrze była znacznie mniejsza przez co może trochę nie bardzo było z kim trenować. Ja szczerze mówiąc wstrzeliłem się akurat w okres kiedy te możliwości dość mocno się zwiększyły i tak na prawdę chyba nawet nie otarłem się o prawdziwy „hard core” wyjazdowy. Wiem głównie z opowiadań chociażby mojego trenera Pawła Kowalskiego jak to kiedyś wyglądało. Pierwszą rzeczą jest chyba to, że wtedy ciężko było w ogóle wyjechać za granice. Poza tym przez brak pieniędzy wyjazdy na zawody pucharu świata czy europy były rzadkością, nie wspominając nawet o warunkach mieszkaniowych i możliwościach do treningu. Ogromne znaczenie miało również odżywianie, które na zabieranych konserwach z polski też nie było najlepsze. Teraz w naszym przypadku coś takiego by nie przeszło. Kiedyś jadąc gdzieś na trening czy nawet rozpływanie przed zawodami trudno było zgrać się z jakimś team-em z innego kraju. W tej chwili większość z nich bardzo by chciała z nami trenować do tego stopnia, że płacą nam za wyjazdy. Dla niektórych może to być dziwne ale mając nawet propozycje wyjazdu do Nowej Zelandii musimy z niej rezygnować bo to trochę daleko i mija się często z celem.


Dobry sprzęt to połowa sukcesu...

Sprzęt, jego jakość i ilość to oczywiście kolejna rzecz, która dawniej można powiedzieć dyskwalifikowała polskich zawodników. Nie dość, że mało kogo i jaki klub było stać na sprzęt jakim dysponowali zawodnicy z krajów europy zachodniej to nawet jeżeli już miał ktoś pieniądze to niestety trudno było go dostać. W tej chwili nasz sprzęt nie tylko w klasie olimpijskiej niczym nie odbiega od tego najlepszego, jedynie ilościowo jest go wciąż za mało i to właśnie głownie z powodów finansowych.



”Ludzie na stołkach”, przeszkadzają czy pomagają?

Dobre wyniki, o które nie ukrywając jest teraz łatwiej dzięki sporym zmianom mają wpływ na pozytywne podejście władz oraz ludzi z zewnątrz do zawodników. Nie da się chyba całkiem wyeliminować drobnych sporów czy kłótni z władzami ale na pewno łatwiej się z nimi rozmawia na temat planów wyjazdowych i oczywiście środków finansowych. Są też oczywiście bardziej przyjaźnie nastawieni niż kiedyś i mają większe zaufanie do zawodników i trenerów. Kiedyś odnosiłem wrażenie, że niektóre osoby we władzach myślą, że nam zawodnikom nie za bardzo zależy na wyniku i robimy wszystko żeby jak najmniej robić i jak najwięcej krótko mówiąc „przyciąć”. Na szczęście Ich podejście się powoli zmienia.


Reasumując uważam, że ogólnie jest dużo lepiej ;)…


Zdjęcie: Michael McGrath


Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.