2002-11-22 09:12, ~Tłumaczenie i opracowanie Radek Gałecki

W zębach SZCZĘK


Około dziesięciu razy w roku sztormy Pacyfiku i podwodna topografia północnego wybrzeża Maui, łączą się by stworzyć ogromne fale, w wolnym tłumaczeniu zwane „potwornymi”. Stosunkowo niewiele osób widziało je na własne oczy, tylko garstka z nich próbuje jazdy na nich, dla wszystkich zorientowanych znane są jako JAWS.

Normalne fale są, przez porównanie, zwykłymi zmarszczkami. Fale Szczęk są wielkie, lecz słowo „wielkie” to w tym przypadku kpina. Górzyste? Zbyt bezwładne słowo, bo opisać choćby najcięższy płyn. Obszerne, rozległe, olbrzymie? Na dobrą sprawę, tak można również powiedzieć opisując staw z kaczuszkami. Titaniczne? Za duży w tym bagaż historyczno kulturowy. Dajmy spokój. Powiedzmy, a właściwie przyjmijmy, że są to naprawdę „bardzo duże” fale.

Surferzy mają rzecz jasna własne słownictwo. Opisują je jako: heavy, gnarly, radical, wszystko to znaczy tyle, że są one ... cóż, bardzo duże.

Oczywiście Szczęka Szczęce nie równa. Mała fala na JAWS ma około 6 metrowe czoło, mówi się też o 18 i ponad 20 metrowych. Mówi się wiele. Mówi się o tym, czym w „beczce” niektórych można by zaparkować. Mówi się o wyjątkowej brutalności krawędzi fali, która rozbija się w strefie uderzenia JAWS. Mówią: „Ta krawędĽ może strzaskać ci kark niczym kość kurczaka”. Jakich słów by nie używali, ci którzy je wypowiadają po prostu czują respekt.

„To co czyni JAWS wyjątkowymi to doskonały sposób ich załamywania, gdy nie ma na nich wiatru” – mówi surfer Pete Cabrinha – „KrawędĽ przerywa się w jednym punkcie, po czym załamanie przesuwa się jednolicie wzdłuż całej krawędzi. To jest niezwykłe dla wielko falowych spotów.”

Żaden surfer nie ma na tyle odwagi by analizować i rozważać JAWS gdy przychodzi jej moment. Spędzają wiele czasu na brzegu rozmyślając o „swojej chwili” (A myśleliście że jacy są, szaleni?) Główną myślą jest: zrobić to, pokonać falę, nie dać się pożreć.

Wszystko dzieje się w szaleńczej oprawie. Fala tej wielkości nie ma jednolitej, gładkiej powierzchni. Czoło rzeĽbione jest przez bruzdy i fałdy, które mogą wybić surfera w powietrze. To po prostu fale na falach. „To jest tak, jak byś zjeżdżał na nartach z góry, która zmienia swój kształt w każdej sekundzie – muldy wyłaniają się i znikają” – mówi surfer Laird Hamilton – „To moment czystej egzystencji, wtedy gdy tam jesteś – bez przeszłości i przyszłości, jedynie pulsująca teraĽniejszość z brakiem czasu na opinie w stylu: uda mi się, czy nie.”

Hamilton pamięta chwile gdy ledwo uniknął uderzenia załamującej się fali. Wprawdzie główne uderzenie przeszło tuż obok, lecz sama jego eksplozja zdmuchnęła go. „Wyparowałem. Czułem się jakbym zamienił się w malutkie kawałeczki.”

Gdy ludzie mówią o JAWS, czasami mają na myśli geograficzne miejsce, różne od innych hawajskich lokacji z wielkimi falami. Również jednak używają słowa JAWS do opisania samej fali. JAWS to nie tylko miejsce, to teoretyczna fala manifestująca samą siebie w realnej rzeczywistości. To prawie że duchowa jednostka, śpiący gigant, który budzi się czasami i kusi surferów.
Naprawdę zdumiewające jest to, że w typowy dzień nie ma śladu JAWS. Jedzie się przez plantacje ananasów, dociera na klif by obejrzeć JAWS ... a ich nie ma. Po prostu niebieska woda i jakiś rybak kotwiczący na spocie, nieświadomy tego, że jest pod nim rafa zdolna wygenerować wygłodniałą falę. Nagle łódĽ znika. Tak rodzą się historie.

Jazda na JAWS trwa nie więcej niż pół minuty, ale proces prowadzący do tego to prawie 24 godziny. Pete Cabrinha zaczyna od surfowania w internecie. Wraz z żoną mieszkają około trzech mil od oceanu.

Najpierw odwiedza stronę Uniwersytetu Hawajskiego. Na umieszczonych tam zdjęciach północnego Pacyfiku szuka sztormów przesuwających się od wybrzeża Japonii ku Wyspom Aleutom. Wiatry tych sztormów generują fale, których ostatecznym spełnieniem są JAWS.
Dużą wagę Cabrinha przywiązuje do tzw. fetch of the wind – jest to dystans, w którym wiatr wieje konsekwentnie w jednym kierunku. Im dłuższy fetch, tym większe fale. (W 1933 roku rozległe zaburzenie pogody nad Kamczatką wywołało wiatry z fetch długim na kilka tysięcy mil. Powstała fala o wysokości 35 (120 ft) metrów o mało nie zatopiła tankowca U.S.S. Ramapo.)


























Inną cenną informacją są pomiary otrzymywane z boi meteorologicznej National Weather Service ulokowanej 390 mil na północny zachód od Maui. Cabrinha chce wyników dwucyfrowych: 10 ft (~3 m) to wynik interesujący; 15-20 ft (~ 4,5-6 m) przykuwający uwagę. Również ważna jest częstotliwość w jakiej szczyty fal docierają do boi. Fale bardziej oddalone od siebie mają głębsze „korzenie” energii i większe prawdopodobieństwo, że załamią się na rafie JAWS. Zajmie im to około 12 godzin, nim dotrą od boi do Maui. To wystarczająca ilość czasu aby sprawdzić sprzęt, ponownie sprawdzić sprzęt, porozmyślać, podręczyć się i niedostatecznie wyspać.

Największym niebezpieczeństwem dla surferów nie jest bycie zmiażdżonym czy przepołowionym – to zwyczajne utonięcie. Muszą nauczyć się panować nad sobą, by nie panikować pod wodą, nawet w chwili gdy nie mają zielonego pojęcia gdzie góra, a gdzie dół. Fale takie jak JAWS mają w strefie uderzenia na tyle grubą warstwę piany, że nie da się z niej wypłynąć na powierzchnię, nie można tam też oddychać. Nie przedrze się również przez nią słońce, więc upadający są zupełnie zdezorientowani i prawie ślepi. Gdy wreszcie uda im się wystawić głowę ponad wodę wypatrują swych kompanów na skuterach idących im z pomocą. Mają kilka sekund przed uderzeniem następnej fali.

Gdy wszystko idzie dobrze, powtarzają zjazdy do momentu, gdy skończy się benzyna w ich skuterach. Potem wracają na brzeg. Jedzą śniadanie w zaprzyjaĽnionym lokalu i odtwarzają w słowach i myślach spotkanie z JAWS.
„Ciężko dojść do siebie” – mówi Mark Angulo.
„To jak bycie gladiatorem” – mówi Hamilton.
„Spacerowaliśmy po księżycu” – mówi Cabrinha.

Zarówno po porażkach i jak i sukcesach przychodzi czas podsumowań. A zaraz po nim wyczekiwanie ... by JAWS ponownie zaryczały.

KIEDY JAWS RYCZˇ

„Słychać je z wielu mil”, mówi Laird o syrenim śpiewie JAWS – huku gigantycznych fal uderzających o brzeg.
JAWS wygenerują załamującą się falę tylko wówczas gdy fale na oceanie osiągną pewną wielkość. Z północnego wybrzeża Maui wystaje w morze masywny, podwodny jęzor – pozostałość zamierzchłego wypływu lawy. „Jego wielkość i stromość jest imponująca” – mówi Rick Grigg, dziś profesor oceanografii Uniwersytetu Hawajskiego, niegdyś mistrz surfingu. Trochę ponad milę od brzegu rafa gwałtownie opada. Średnia fala, 3 – 4 metrowa, przechodzi nad jej grzebieniem bez problemu. Większe fale, zapoczątkowane sztormem, gwałtownie wypiętrzą się kiedy dosięgną rafy, proces ten można określić jako „ścieśnianie”.

Po obu stronach wysuniętego w morze jęzora, fale poruszające się w głębokiej wodzie wyginają się do wewnątrz, koncentrując większość energii na szczycie. Można to porównać do szkła powiększającego, gromadzącego energię słońca w jednym punkcie. W konsekwencji rafa ścieśnia falę, jednocześnie wypychając ją w górę.


1)Odpuszczając, Robby Naish opuszcza swój sprzęt ... i śmiertelne JAWS.

2)WyobraĽ sobie jazdę na nartach w dół 5 piętrowego budynku. To ideał przyjemności dla Laird’a Hamilton’a, podejmującego wyzwanie 16 metrowej fali, na której jazdy odważyć się może tylko garstka ludzi. Siła tych hawajskich fal zapracowała na ich miano – Szczęki. Ci którzy znają je najlepiej, najbardziej się ich boją. „Niektórzy mówią ‘nie boję się’ ”– mówi Hamilton – „Ja mówię ‘gówno prawda’. Zdecydowanie się ich boję. Dlatego to robię”.

3)Mike Waltze słyszy ogłuszający ryk JAWS goniących go w stronę brzegu. Z załamującą się na jego plecach falą próbuje się skupić na tym co przed nim – relatywnie bezpiecznym kanałem obejmującym rafę Maui. „To teoria lawiny” – mówi Mike – „Wytrwaj aż do jej końca”. A potem co, znowu? „Z każdą szansą”


Tekst National Geografic

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.