Krzysiek 2014-06-17 17:50, Krzysiek

Ezzy Lion 7.5 - test




Kiedy w 2002 roku David Ezzy wprowadzał na rynek swój pierwszy model Infinity, prawdopodobnie nie przypuszczał, że przez jego projekt najwięksi producenci sprzętu windsurfingowego zostaną niejako zmuszeni do zmiany koncepcji budowania żagli freeride. Nie były to łatwe czasy. Windsurfing pogrążał się w kryzysie, producenci szukając oszczędności wypuszczali żagle o coraz to słabszej konstrukcji (cienki monofilm, śladowe wzmocnienia, minimalne przeszycia), tłumacząc w broszurach, że chodzi o zbicie wagi, zyskanie coraz lepszych osiągów i tego typu bajery… Żagiel freeride/freerace bez monofilmu? Wtedy to było nie do pomyślenia! A jednak. Uzbrojony w maszynę do szycia i sterty „nietypowych” materiałów pan Ezzy wyskoczył przed szereg, głośno wyśmiewając obowiązujące standardy. Dla niego żagiel miał być przede wszystkim mocny, a po drugie - przyjazny. Nie było w nim miejsca dla monofilmu, uciążliwego taklowania i wyżyłowanych osiągów za cenę komfortu żeglugi. Bazując na tych założeniach powstał jeden z pierwszych żagli freeride na rynku, który zbudowano niczym pancerny żagiel wave. W premierowym Infinity zastosowano dokładnie te same materiały i mechanizm pracy głowicy, jakie użyto w wave’owym modelu WSE. I tak po 12 latach Ezzy dalej wiernie trzyma się tej koncepcji, choć nie jest już odosobniony. Dziś większość producentów również oferuje bardzo mocne żagle do amatorskiego pływania po płaskiej wodzie. Cale szczęście okres „papierowych” żagli mamy już dawno za sobą. 

Infinity również przeszedł już do historii. Obecnie jego miejsce zajął nowy dwukamberowy model Lion. Żagiel dostępny jest w 5 rozmiarach od 6.0 do 9.5m. Dwa mniejsze wyposażono w 6 listew, trzy większe w 7. My dostaliśmy w ręce chyba najbardziej uniwersalny i zarazem środkowy rozmiar - 7.5m.



Ezzy zdołał już nas przyzwyczaić do perfekcyjnego szycia z wzorową dbałością o detale i przy użyciu wysokiej jakości materiałów. Tak jest i tym razem. Tradycyjnie nie znajdziemy w Lionie ani grama czystego monofilmu. Całość żagla zbudowana jest ze zbrojonych laminatów, z wszytym charakterystycznym dla tej marki winylowym oknem. Jest ono nie tylko jednym ze stałych elementów wzornictwa żagli Ezzy, ale też znacząco wpływa na ich specyficzne zachowanie. Właśnie dzięki temu winylowemu oknu żagiel nabiera większej elastyczności, mimo wyraźnie mocnego naprężenia laminowanych materiałów.



Poza żaglem w worku znajdziemy też aż trzy (!) komplety kamberów, pasujących odpowiednio do masztów o zmniejszonej, średniej i standardowej średnicy oraz cały zestaw wkładek na listwy w miejscu ich łączenia z kamberami. Wszystko możemy tak dopasować, aby zapewnić jak najbardziej optymalną rotację i ułożenie kamberów na maszcie.



Taklowanie Liona na oryginalnym maszcie EZZY Rdm odbywa się bardzo prosto i w tradycyjny sposób dla żagli kamberowych - najpierw wkładamy maszt nad kamberami, wybieramy żagiel, nakładamy kambery, kończymy trym. Wszystko bez większego wysiłku i walki ze sprzętem. Jeśli ktoś do tej pory bał się taklowania żagla z kamberami - Lion jest dla niego. Początkującym surferom przydatne okażą się liczne wskaźniki trymu, rozlokowane na głowicy, stopie i rogu szotowym żagla. Bardziej doświadczonym raczej nie będą potrzebne, gdyż Liona takluje się bardzo intuicyjnie i bez niespodzianek.



Żagiel po otaklowaniu jest w dolnej części przyjemnie głęboki, z przesuniętym bardziej w stronę masztu profilem oraz płaską, ładnie skręconą głowicą (bez nadmiernej „falbany” na liku). Nie straszy regatowo szeroką kieszenią. Jego kształt nie pozostawia złudzeń, że stworzono go do komfortowego freeride’u z deskami o bardziej slalomowym zacięciu. Mimo „pancernej” konstrukcji nie wydaje się ciężki, co tylko zachęca do szybkiego zejścia na wodę!



Przy trymie na słabszy wiatr, z mniej skręconą głowicą i większym brzuchem, Lion bardzo szybko generuje dobry ciąg. Wystarczy lekka pompka i zaraz odpalamy. Rozbudowana stopa żagla ułatwia domknięcie pędnika, a całość sprawia wyjątkowo stabilne i komfortowe wrażenie. Płynąc nawet pierwszy raz czujemy się, jakbyśmy znali ten żagiel od lat. Rozkład sił generowanych przez to skrzydło jest po prostu wzorowy. Nic nie szarpie, nie obciąża nadmiernie którejś strony. Czujemy mocny ciąg o równym, stabilnym przyłożeniu, do którego nie musimy się jakoś specjalnie przystosowywać. Komfort prowadzenia pędnika zwiększa wspomniane wcześniej winylowe okno, przez które żagiel bardziej elastycznie reaguje na gwałtowne uderzenia wiatru. Do tego dochodzi perfekcyjnie odpuszczająca szkwały głowica. Przy trymie na silny wiatr Lion 7.5 spokojnie dawał sobie radę z wiatrem o sile 6 bft. Lik nie telepał, środek ożaglowania nadal spoczywał w dobrze znanym miejscu. Zwiększała się tylko moc ciągu, którą należało zrównoważyć bardziej zdecydowanym złożeniem ciała. Jak na żagiel freeride to bardzo dobry wynik. I tu dochodzimy do sedna sprawy.



Projekt Liona został wybitnie skrojony pod kątem freeride’owej zabawy na płaskiej wodzie. Wszystko zostało tak policzone, aby zapewnić maksymalny komfort i przyjemność z szybkiego pływania, bez żyłowania osiągów w kierunku wyczynowych żagli race. Tu nie musimy się starać by przybrać idealną pozycję na halsie. Jest to niezwykle korzystna cecha szczególnie w trudnych warunkach, kiedy zamiast marnować uwagę na kontrolę pędnika, możemy skupić się na prowadzeniu deski. Bardzo często właśnie większa kontrola decyduje o tym, że wyskoczymy na prowadzenie w regatach czy w wyścigach z kolegami. Typowe żagle race na pewno są szybsze od Liona, nie ma co do tego wątpliwości. Ale są też znacznie, znacznie bardziej wymagające. Dla większości rekreacyjnie pływających weekendowych windsurferów to właśnie Lion, przez swoją przyjazną naturę, może okazać się szybszy od regatowej maszyny z kolosalnie szeroką kieszenią. Łatwiej i szybciej wchodzi w ślizg, jest lżejszy, wąska kieszeń nie przysparza kłopotów podczas wyciągania pędnika z wody, rotacja kamberów podczas zwrotów odbywa tak gładko, że prawie o nich zapominamy. Do tego fantastycznie szeroki zakres wiatru i rewelacyjna konstrukcja! Czego chcieć więcej?

Jeśli nie jesteście nastawieni na wyczyn - trudno jest sobie wyobrazić znacząco lepszy żagiel. Lion zapewni Wam mnóstwo nie tylko freeride’owej zabawy. Z pełnym powodzeniem możecie go używać zarówno w amatorskich regatach jak i szlifowaniu podstaw ślizgowej żeglugi. Doświadczonym wyczynowcom ten żagiel raczej nie podejdzie z uwagi na swoją mało radykalną naturę. Tu nie wykorzystamy każdego ułamka siły wiatru, nie przyspieszymy tak gwałtownie przy każdym szkwale. Zamiast do sportowej maszyny z super twardym, niskim zawieszeniem wsiadamy do bardzo komfortowej limuzyny z dobrym silnikiem. Pokierować jednak będziemy musieli sami ;)

Żagiel do testu udostępnił dystrybutor Ezzy Sails na Polskę, firma Energysports.pl
fot. Marcin Jabłoński

Podobne artykuły:

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.