Krzysiek 2012-06-27 18:11, Krzysiek

Neil Pryde H2 6.7 - test




Żagle Neil Pryde'a przez wielu windsurferów od lat uważane są za wzór konstrukcji, designu i osiągów. I nie ma się czemu dziwić. Firma dysponująca często większym budżetem od innych może pozwolić sobie na najlepszych projektantów, topowych zawodników w team'ie a także na rozmach marketingowy. Stąd, nawet podświadomie, sięgając po nowy żagiel Pryde'a oczekujemy produktu najwyższej jakości. Tak też było w naszym przypadku, gdy dotarły do nas dwa najnowsze modele tej firmy - 2 kamberowy H2 oraz bezkamberowy Hellcat.

Na pierwszy ogień testu poszedł model H2. Jest to freerace'owy żagiel z dwoma kamberami, 7 listwami i umiarkowanie wąską kieszenią masztową. Do żagla dostaliśmy firmowy maszt X65 oraz firmową przedłużkę UXT34.

Dystrybutor (www.boardsport.pl) dostarczył nam sprzęt prosto z fabryki, tak więc nie ominęła nas przyjemność rozpakowywania świeżutkiego żagla. Trzeba przyznać, że staranność z jaką Neil Pryde pakuje swój sprzęt stoi na najwyższym poziomie. Wszystkie gąbki, osłonki, folie i inne drobiazgi gwarantują, że żagiel otrzymamy w nienaruszonym stanie. A pierwsze rozwijanie i taklowanie tak przygotowanego produktu daje naprawdę sporo radości.

Żagiel składa się w większości z dość grubego monofilmu, jedynie tuż przy kieszeni masztowej i w stopie znajdują się panele z x-ply. Jakość materiałów i szycia stoi na wysokim poziomie, w zasadzie nie ma się do czego przyczepić poza zbyt ciasno wszytym protektorem, który utrudnia dostęp do bloczków przy rogu halsowym.

H2 taklujemy podobnie do zwykłego żagla race - najpierw maszt wsuwamy nad kamberami, wybieramy lekko po maszcie, wybieramy mocno po bomie, luzujemy po maszcie, nakładamy kambery i ostatecznie wybieramy po maszcie/bomie. Wszystko idzie bardzo sprawnie i mimo wąskiej kieszeni nakładanie kamberów jest wyjątkowo łatwe.



Być może dzięki dobremu systemowi bloczków, a może po prostu krojowi żagla, wybieranie po maszcie odbywa się bardzo lekko. To jeden z mniej wymagających siły żagli pod tym względem. Szybko dochodzimy do wskazanego przez producenta naprężenia (+18 na przedłużce). H2 układa się wtedy z mocno skręconą głowicą i umiarkowanym profilem. Niestety okazuje się, że po obróceniu żagla na drugą stronę kambery nie chcą do końca rotować, a na dolnych listwach pojawia się lekkie S-owate wygięcie. Nie pomaga regulacja napięcia listew i po bomie. Dopiero po odpuszczeniu napięcia po maszcie do 15 cm (3 cm mniej od zalecanego przez producenta!) żagiel układa się prawidłowo po obu stronach. Głowica jest wtedy znacznie mniej poluzowana, a profil zyskuje głęboki kształt, wyraźnie zaznaczony w przedniej części żagla. To dość nietypowe zachowanie jak na nowoczesny sprzęt… ale skoro tak ma być, to na wodę!



Pierwsze wrażenie przy przenoszeniu żagla - mimo masztu o niezbyt wygórowanej zawartości węgla, cały pędnik nie sprawia wrażenia przyciężkiego.

Gdy tylko złapiemy pierwszy podmuch wiatru, zaczynamy czuć fenomenalny ciąg. Przy słabym i umiarkowanym wietrze ten żagiel kładzie na łopatki wielu konkurentów w swojej kategorii. Błyskawicznie napędza deskę, łatwo się domyka i cały czas pozostaje pod pełną kontrolą. Co istotne, ciąg jest wyraźnie skierowany do przodu i nie obciąża nawet relatywnie małego statecznika. W takich warunkach H2 pozwala uzyskiwać znakomitą prędkość i daje naprawdę sporo satysfakcji na halsie.



Z pewnością nie jest to żagiel do manewrów. Choć stopa żagla absolutnie nie przeszkadza przy kręceniu rufek, to już moment rotacji nie należy do lekkich i łagodnych. Przerzucanie kamberów trzeba wspomóc szarpnięciem, a te mimo że przelatując jak po szynach, robią to gwałtownie oraz z głośnym hukiem. Fajna sprawa gdy chcemy wystraszyć konkurentów na zwrocie podczas regat!

Największą zagadką H2 było jego zachowanie przy silnym wietrze. Mało skręcona głowica budziła wątpliwości, czy pierwszy mocniejszy szkwał nie wyrwie żagla z rąk. Ostatni dzień testu z wiatrem do 7 Bft udzielił wyczerpującej odpowiedzi. O dziwo nie było dramatu. Żagiel dało się kontrolować i przy odrobinie wysiłku całkiem sprawnie płynąć. H2 nie szarpał czy gwałtownie "wyrywał z butów"… ale też nie można było powiedzieć o jakimś większym komforcie. Najbardziej ucierpiały na tym osiągi - słabo odpuszczająca głowica niestety nie przekładała się na super prędkość w przeżaglowaniu. Prawdopodobnie bardzo ciężcy zawodnicy z większymi deskami czuliby się w takich warunkach (przypomnijmy - wiatr 6-7 Bft) znakomicie, ale nie ukrywajmy - wiele innych żagli kamberowych (w podobnym rozmiarze) zachowuje się lepiej na granicy swojego zakresu.



Neil Pryde podaje górny zakres dla H2 6.7 m 25 węzłów, nasz żagiel przeszedł test do 30 węzłów. Być może tu tkwi całe sedno tego modelu. Jest to po prostu żagiel na "normalny" wiatr, bez ambicji na bycie super speedową maszyną. W swoim zakresie jego osiągi są naprawdę rewelacyjne. Jeśli szukacie żagla na śródlądowe warunki, gdzie pływanie przy +6 bft należy do rzadkości, Neil Pryde H2 dostarczy wam super wczesne wchodzenie w ślizg i doskonałą prędkość. To prawdziwy "koń pociągowy", którego szczególnie docenią ciężsi surferzy i właściciele większych desek.

Sprzęt do testów udostępniła firma www.boardsport.pl 
Podobne artykuły:

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.