2002-02-08 09:32, ~Tomasz "tomekr" Robakowski - Tester innowator

Moje pierwsze zabawy z latawcem


Pierwszy weekend lutego zapowiadał się bardzo sympatycznie: słoneczko, niebo bezchmurne, temperatura powietrza w granicach 15 stopni, na sobotę wiatr 3 do 4 Bf na niedziele 4-5. Ponieważ sezon windsurfingowy udało mi się rozpocząć już we wtorek (29 stycznia), więc pierwszy głód pływania został zaspokojony. Plany na weekend miałem dosyć konkretnie sprecyzowane, tzn. sobota szybka próba latawca, niedziela pływanie do bólu.

Latawiec zdecydowałem się przetestować z dwóch powodów:
- straciłem nadzieje, że tej zimy spadnie jeszcze śnieg (a latawiec zakupiłem jako siła pociągowa do nart)
- sobotę miałem dosyć mocno nabite planami towarzysko-służbowo-rodzinnymi, i wyprawa do odległego o kilkadziesiąt km Rybnika (Zalew Rybnicki) nie wchodziła w rachubę, a w miarę dużą łąkę (tę samą na której usiłowałem "odpalić" snowfera) w sam raz do testowania latawca miałem pod nosem

A teraz od początku: Latawiec zakupiłem przez witrynkę Bartka Czarneckiego www.ba-kites.alpha.pl , dostawa i wszystko z tym związane odbyły się planowo, w zestawie dostarczone są: dwa drążki, komplet linek (40m) nawiniętych na specjalny kołowrotek, a wszystko zapakowane do poręcznego worka-torby. Niestety w czasie kiedy latawiec do mnie "szedł", rozpoczęły się halne, ociepliło się i nadszedł koniec zimy (przynajmniej na Śląsku). Cóż można było więcej zrobić jak schować nowy nabytek w szafie i czekać aż powróci zima, ewentualnie nie powróci.

Zima nie powróciła, a mnie strasznie korcił leżący w szafie latawiec, aż nadszedł ten dzień kiedy mogłem spróbować jak "toto" lata, linki połączyłem z uzdami latawca i drążkami zgodnie z instrukcją jaką dostałem od Bartka. Do drążków "podpiłem" jedną linkę od nieużywanego kompletu linek trapezowych, sprawdziłem czy nie wieje mocniej niż 4Bf (taki wiatr na pierwsze loty zalecił konstruktor). Wszystko było OK, zabrałem jaszcze trapez i biegusiem na łąkę.












Pierwsze rozkładanie latawca troszkę trwało, ponieważ nigdy nie bawiłem się żadnym latawcem i nie potrafiłem zapanować nad linkami. Jakoś się jednak udało (kolejne próby przebiegły sprawnie i bezproblemowo). Przyszedł czas na pierwszy lot założyłem trapez co wywołało uśmieszek na twarzy Mariusza, który postanowił wspierać mnie w testowaniu latawca. Jak się póĽniej okazało trapez przydał się bardzo. Pierwszy start nie był może najefektowniejszy ale udało się (Mariusz podniósł przedni krawędĽ po czym latawiec wypełnił się powietrzem i udało mi się go podnieść do góry). Pierwsze kilkanaście minut polegało na badaniu w jaki sposób sterować latawcem, potem były ósemki, oraz próba hamowania latawca. Latawiec prowadził się bardzo dobrze, siła ciągu była wystarczająca do wykonania efektownego bodydraga po łące.

Pierwsze trzy godziny zabawy z latawcem polegały na tym, że co jakiś czas bardzo szybko zmieniałem miejsce pobytu, krótko mówiąc trenowałem bodydragi w różnych konfiguracjach:
- bd tradycyjny - czyli ręce z przodu, brzuch skierowany w dół zgodnie z prawem ciążenia, nogi jakieś dwa metry za dłońmi
- bd zmodyfikowany - konfiguracja rąk i nóg jak poprzednio, z tą różnicą, że mogłem podziwiać bezchmurne niebo
- no i trzeci sposób, to już była wprawka do jazdy na buggi, tzn. pozycja jak na buggi tyle, że bez buggi, krótko mówiąc na siedząco, nie jest to pozycja stabilna, i wymaga już troszkę wprawy jeżeli chce się poruszać w jakimś konkretnym kierunku. Mnie się to udało dopiero na drugi dzień, problem polega na tym, że podczas "jazdy na siedząco", dosyć szybko jest odczuwalny dyskomfort w postaci dziwnego odczucia, że ziemia płonie, krótko mówiąc z powodu tarcia powstaje nadmiar ciepła, który jest nie do zniesienia.

Dodatkowy wzrost adrenaliny powodował fakt iż po nawietrznej stronie znajdowała się trakcja kolejowa, a jak zdrowy rozsądek mówi od wszelkich drutów i drzew lepiej trzymać się z daleka. Gdzieś ten latawiec jednak musiałem wypróbować....

Kiedy już nadszedł czas powrotu do domu okazało się, że wracać muszę, a polatałbym jeszcze. Wtedy postanowiłem, że niedzielę spędzę nie na lataniu ale na zabawie z latawcem. Okazało się, że moja decyzja była o tyle trafiona, że w niedzielę fajnie wiało, ale niestety na zalewie Rybnickim można było co najwyżej posiedzieć na brzegu, ewentualnie się opalić.

Wnioski:

-> zabawa z latawcem może być naprawdę alternatywą dla WS jeżeli wieje na żagle 12to metrowe, a z różnych powodów nie tolerujesz tego rodzaju rozrywki (nie masz takiego, żagla, nie lubisz falpperów, bo nie, inne powody)
-> jeżeli latawiec spoczywa na ziemi i wiatr go lekko tarmosi a w pobliżu znajduje się dowolny pies należy:
a) jak najszybciej rzucić się na latawiec i zasłonić go własnym ciałem
b) jak najszybciej restartować latawiec
c) zrobić coś z psem....
- jeżeli w pobliżu pojawiają się rodzice z dziećmi (niedzielny spacerek), do których nie dociera że latawiec może być niebezpieczny, wystarczy zrzucić latawiec na ziemie, ten sposób prezentacji latawca jest bardzo nieatrakcyjny dla obserwatorów i szybko się im nudzi (UWAGA: powstaje dylemat co zrobić jeżeli pojawi się wolnobieżny pies )
- w najbliższym wolnym czasie, biorę się za konstruowanie własnego buggy (oczywiście nie omieszkam podzielić się wrażeniami)

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.