2001-02-09 11:28, ~Marek Olech.

Biednemu wiatr w oczy, czyli do domu pod górkę.


Jedno z niedawno odkrytych praw Murphy’ego stwierdza: „Jeżeli w końcu zacznie dmuchać, to na pewno będzie to wiatr wiejący od brzegu”. Nie muszę chyba przypominać, co to - dla nas żółtodziobów - oznacza. Znowu trzeba będzie wracać ze sprzętem na plecach. Ale czy tak być musi? W końcu nie po to - ryzykując rozwodem - wydaliśmy świąteczną premię na drogocenny sprzęt, żeby się teraz z nim taszczyć wzdłuż brzegu. Jeżeli naszym zamiarem jest pływanie tam gdzie najbardziej wieje, a nie tylko tam skąd można łatwo wrócić, nie pozostaje nic innego jak opanowanie techniki pływania pod wiatr.

Moim zdaniem efektywne halsowanie jest dla takich żółtodziobów jak ja, jednym z najtrudniejszych elementów składających się na ogólne pojęcie „rzeĽbiarstwa deskowego”. Chociaż jak dotychczas nie zdarzyło mi się wracać do portu brzegiem, to jednak zawsze jestem jednym z ostatnich, którzy tam docierają. Jedyną tego zaletą jest fakt, że zawsze znajdzie się ktoś, kto widząc twoje zmagania, z litości postawi ci małe piwo (bezalkoholowe ma się rozumieć). Na tym się kończą dobre strony póĽnych powrotów. Znacznie więcej jest wad, z których najważniejsza to: marnowanie sił i czasu na zmaganie z przeciwnym wiatrem, zamiast na konkretne ślizgi.

Powrót do domu w zależności od panujących warunków pogodowych można przeprowadzić w różnym stylu: ślizgowym bądĽ... ślamazarnym (sposób wcale nie najwolniejszy).

Warunki słabowiatrowe

Kiedy wiatr nie pozwala na płynięcie bajdewindem w ślizgu pojawia się problem z uzyskaniem odpowiedniej prędkości. Radą na to jest utrzymywanie deski płasko na powierzchni wody. W tym celu stopy powinny spoczywać dokładnie na linii diametralnej. Jeszcze lepsze efekty daje ustawienie stóp pod kątem w stosunku do linii centralnej deski tj. na godz. 11 lub 13 w zależności od halsu (przyjmując, że wiatr wieje w kierunku godziny 6). W ten sposób deska będzie wymagała mniej siły, aby poruszać się do przodu. Nie trzeba chyba dodawać, że pozostawienie stóp w okolicach rufy nie ułatwi całej sprawy.
To, co odróżnia nas żółtodziobów od starych wyjadaczy, to szukanie oparcia w wybieraniu żagla, gdy wiatr słabnie. Jest to naturalna droga do odzyskania utraconej równowagi. Niestety w ten sposób zwiększa się nacisk na pięty, co w konsekwencji spowalnia deskę i poważnie ogranicza szanse na utrzymanie ostrego kursu przy słabym wietrze. Z tego względu lepsze rezultaty daje jedynie nieznaczne wybranie żagla i maszt postawiony jak najbardziej w pionie. Jeżeli trafisz na nagły podmuch nie daj się ponieść emocjom i nie balansuj ciałem tak jak to ma miejsce w ślizgu. Zamiast tego zegnij ramiona, zmniejsz wybranie żagla i pochylając pędnik do rufy zapomnij o sterowaniu stopami.

Warunki ślizgowe

Niestety moje doświadczenia w szybkim halsowaniu są mniej niż mizerne. W każdym razie próbuję podążać ścieżkami utartymi przez innych. Dobrym pomysłem jest chwilowe odpadnięcie (oczywiście nie od deski). Co prawda prowadzi to do utraty obranego kierunku, jednak dzięki temu zyskujemy na prędkości, która z kolei pozwoli powrócić na poprzedni kurs, a nawet jeszcze bardziej wyostrzyć. W przeciwieństwie do warunków słabo wiatrowych, egzamin zdaje zatopienie nawietrznej krawędzi deski. Wywieranie nacisku piętami na krawędĽ spowoduje, że będzie się ona zachowywać jak para-miecz. Trzeba się jednak liczyć z tym, że przechylenie zmniejszy prędkość. Nie należy, więc z tym przechyłem przesadzać. Podobno zatopienie krawędzi zawietrznej z jednoczesnym pochyleniem pędnika w kierunku rufy daje lepsze efekty, gdyż spowalnia deskę w mniejszym stopniu. Innym istotnym czynnikiem, który należy brać pod uwagę to charakter wiatru. Nigdy nie jest tak, że wiatr wieje wg określonego wzoru. Najczęściej – zwłaszcza na akwenach śródlądowych – mamy do czynienia z „dziurami” i miejscami (momentami!), W których wieje mocniej niż gdzie indziej. Dobrym sposobem jest wykorzystywanie szkwałów do utrzymania jako takiego, w miarę ostrego kursu i nabieranie wysokości, gdy trafimy na miejsce, w którym wieje słabiej.

Tyle mówi teoria. W praktyce halsowanie pod wiatr oznacza strategię ciągłego balansowania pomiędzy szybkością a pożądanym kursem. Innymi słowy: chcesz żeglować szybko – tracisz kurs, chcesz płynąć ostrym kursem – tracisz prędkość. Jedynie najlepsi z równą łatwością potrafią płynąć w bajdewindzie jak i w pozostałych kursach – podobnie jak dla dobrego odrzutowca nie ma znaczenia, czy wzbija się w górę, czy leci w dół. Pociechą dla nas zółtodziobów jest fakt, że to właśnie oni (mowa o tych najlepszych) najczęściej stawiają wyżej wspomniane piwo.

Trudności w utrzymaniu ostrego kursu mogą być także i najczęściej są, spowodowane nieodpowiednim ustawieniem sprzętu. Dobór właściwego fina, ustawienie masztu w szynie, wysokości bomu i długości linek trapezowych oraz odpowiedni trym żagla poprawią zdolność deski do płynięcia pod ostrym kątem w stosunku do wiatru. Niestety nic na tym świecie nie jest za darmo. Kupując dłuższy fin typu pointer zapłacisz mniejszą manewrowością deski. Przesuwając maszt do tyłu zapłacisz w postaci tendencji do niepożądanego ostrzenia przy starcie. Trudności we wpinaniu w trapez, gdy wiatr osłabnie to zapłata za wysoko umiejscowiony bom i krótkie linki. Wreszcie wybranie żagla na tzw. „blachę” okupisz mniejszą siłą ciągu pędnika.
W praktyce początkującemu trudno jest ocenić, czy problemy z pływaniem ostrym kursem wynikają ze złego ustawienia sprzętu, czy też złej techniki. Nie ma się co oszukiwać, najczęściej – tak jak w moim przypadku - występuje kombinacja tych dwóch czynników.
Póki co nie pozostaje nam nic innego jak wypicie morza darmowego piwa, zanim zaczniemy je stawiać następnym adeptom, których droga do domu wiedzie pod górę.





Powyższy tekst zostanie wkrótce, bądĽ już jest opublikowany na stronach DESKOTEKI

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.