Tarifa

Hiszpania - Traifa

Wiatr


Zimą panuje Poniente, latem Levante. Poniente przynosi fale, Laventa wieje od lądu. Playa chica > przy słabym Levante


Balneario > przy słabym Levante
Campo de Futbol > prz słabym Levante
Rio Jara > przy Levante z falami do jazdy
Million (przy hotelu/restauracja Arte Vida) > przy Poniente
Hurricane > przy Poniente i Sur (wiatr południowy)

Casa Porro (najbezpieczniejszy spot) >przy słabym i mocnym Levante, przy mocnym Sur, termiczny wiatr zachodni latem

Bolonia > przy silnym Levante
Canos de Meca > przy silnym Levante

Zajecia dodatkowe

- wypożyczanie rowerów: „tarifabike” Ctra. N340 kierunek Cadiz do tablicy 77.0 prosto do :Apartamentos las Flores”
- wypożyczanie skuterów: Batalla del Dalado (przy Cat Fun)
- nurkowanie: różne centra nurkowania w pobliżu parku Alameda
- delfinarium: Firmm, za Cafe Central


STATYSTYKI























RELACJA


Tarifa – Południe Hiszpanii

Tarifa to bardzo mała miejscowość będącą najdalszym południowym zakątkiem Hiszpanii. Oddalona ok.180 kilometrów od stolicy Andaluzji – Sevilli, oraz ok. 160 kilometrów od turystycznego kurortu – Malagi – przerosła wszelkie moje oczekiwania. Od kilku miesięcy słyszałem od tutejszych windsurferów i kitesurferów – „jeśli chcesz poszaleć to jedź do koniecznie do Tarify!”. No, więc postanowiłem wypróbować tę miejscówkę…

Do miasteczka dojechałem z Sevilli (bilet w 2 strony autobusem 23 euro). Gdy zobaczyłem, jak wygląda to miasto – oszalałem!!! Główna ulica (około 800m) to wyłącznie sklepy z sprzętem, ciuchami i wszystkim, o czym może zamarzyć wytrawny surfer. Deski, bomy, żagle, kite-y – oto jakimi produktami się głównie handluje w tym mieście. Dokoła wszędzie ogłoszenia szkółek, ludzie kompletnie na luzie poruszają się na quadach – atmosfera żyć nie umierać.

No, ale w Tarifie najważniejsza jest plaża i wiatr. Campingi są oddalone o około 6km od centrum miasta i to z nich można dogodnie zejść na wodę. Najlepsza – moim zdaniem – miejscówka to Val de Vaqueros – trafiłem tam, ponieważ Bo Sport reklamuje na swojej stronie, iż jest to niby ich baza. Na miejscu dowiedziałem się, że jest to po prostu jeden z wielu klubów Mistrala, a Bo Sport z nimi coś tam współpracuje (próbowałem przez Polskę ze zniżką wypożyczyć sprzęt, ale te polskie „d…y wołowe” nie były w stanie mi tego załatwić, no, ale to mało ważne..).

Val de Vaqueros to knajpa i wypożyczalnia sprzętu wraz z szkółką (oczywiście można także wjechać ze swoim sprzętem, płaci się tylko za parking). Plaża jest podzielona na 2 sektory – jeden jest dla kitesureferów, drugi dla windsurferów. Jest to dobry pomysł – przynajmniej linki od latawców (po hiszpańsku cometas) nie plączą się po całym spocie. Sama plaża jest ok. 100m szeroka, więc miejsca jest wystarczająca dużo dla wszystkich. Jedynie po całym dniu pływania, jak ma się przenieść sprzęt do samochodu, albo do szkółki. to trzeba się trochę namęczyć z tym dystansem i stromym podejściem na wydmę.

Warunki wiatrowe są naprawdę dobre. Byłem tam przez tydzień od 3 do 9 sierpnia i każdego dnia wiało. Najsłabiej – jeden dzień 3 beuforta – najsilniej 8 beufeorta. Pozostałe dni stabilne 4-5 beufeorta. Wieją dwa wiatry – Levante – mocna petarda od lądu, Pimiente – od oceanu (bo tu drodzy państwo pływamy nie na morzu, a na Oceanie Atlantyckim). Wadą Pimiente jest duża fala przybojowa – maszty trzaskają i czaszki także, więc lepiej założyć kask i ubezpieczyć sprzęt jeśli jest ze szkółki (jak dajemy na swoim to wyjątkowo dużo miłości mu okazać J).

Ogólnie akwen jest oceniany jako trudny – sporo fal – w ślizgu się raczej ciągle skacze z jednej na drugą, aniżeli rozkoszuje prędkością. Bez opanowanego startu z wody, nie polecam tego miejsca. Na dużych deskach fale powodują pływanie raczej niebezpiecznym. Jak się rozhula Levante to naprawdę jest tu straszna wiksa! Piasek lata po plaży i boleśnie kosi wszystko na swojej drodze. Robiąc start z wody z żaglem 3.4 jak się tylko złapie wiatr i puści sprzęt to całość ląduje10m dalej (zwracam szczególną uwagę na słowo ląduje, bowiem całość po prostu zostaje wyrzucona w powietrze).

Wielką zaletą Tarify jest hiszpańskie słońce. Wraz z silnym wiatrem żar nam towarzyszy, co jest raczej rzadko spotykane w Polsce. Mimo tego, że jako dziecko mieszkałem w Afryce i bardzo lubię nasłonecznione powierzchnie to po tygodniu w Tarifie miałem dość. Patelnia niesamowita – upał jak w Dahab w Egipcie.

Techniczne uwagi – polecam wypożyczenia sprzętu z szkółki Mistrala. Jest to dobra opcja z tego względu, że w Tarifie często wiatr się zmienia. Rano można pływać – gdy jest wyjątkowo kiepsko – na 7.3 a już kilka godzin później 4.7 oznacza przeżaglowanie. W szkółce dysponują pędnikami od 3.0 do 7.3 – super stan żagielków (nówki Northy, do tego carbonowe maszty – jednym słowem wypas!) Co do desek to z założenia są to mistrale – wszystkie modele z katalogu – najczęściej używany jest Beast 75l. Cena wypożyczenia na tydzień wraz z ubezpieczeniem wynosi 240 euro(jak coś trzaśnie, a nie ma się ubezpieczenia to buli się z własnej kieszeni – nie radzę oszczędzać na ubezpieczeniu, bo ceny tam są wyższe niż w Polsce – 400 euro za maszt – to może zepsuć wakacje nawet kiedy nauczymy się w tym czasie robić front loopa L). Można otrzymać 15% zniżkę jeśli się dokona zapłaty Bo Sportowi – ale radzę z nimi się kontaktować z dużym wyprzedzeniem.

Ceny noclegu w mieście to około 40 euro za najtańszy 2 osobowy pokój w Youth Hostelu, campingi są tańsze – około 10 euro od osoby za noc. Ogólnie jest mega drogo – posiłek w knajpie to 10 euro na łeb, jednak mimo tego naprawdę warto przyjechać do Tarify!!!! Super warunki wiatrowe, słońce i super surfingowy klimat! Fajne knajpy wieczorami – dobre warunki motywujące do doskonalenia umiejętności – niektórzy tam trzaskają naprawdę wystrzałowe tricki – zarówno na kicie, jak i na windsurfie.

Bazy w Tarifie: „Val de Vaqueros” – Club Mistral, „Hurricane” – Club Mistral, „Spin Out” – Fanatic, Neilpryde, „Dos Mares” – Bic, Neilpryde.

Aha jeszcze jedna ważna informacja – w Mistralu pracuje dwóch naszych ziomków Paweł i Łukasz – gdzież to tych naszych chłopaków wiatry nie zniosą J Prawdopodobnie od zimy Łukasz pojedzie na Capo Verde, więc może zwolni się miejsce pracy, chętnym polecam kontakt z Club Mistral.

W razie pytań proszę o kontakt!
Mateusz Hędzelek
sigmundfreud@interia.pl
tel. 501-793-345


Relacja Kuby Kosmowskiego POL 288

Na pierwszy wyjazd treningowy wybrałem się do Hiszpanii a bardziej szczegółowo do miasteczka Tarifa. Najlepsze warunki są tutaj latem ale w listopadzie i grudniu też można natrafić na dobry wiatr i pogodę. Wybrałem to miejsce trochę przez przypadek ponieważ w ostatnim momencie zostały odwołane loty czarterowe do Brazylii i musiałem wybrać coś w miarę szybko i blisko. Pomogły mi w tym atrakcyjne ceny przelotów i mieszkań w tym okresie roku.



Z polski można się tu dostać na wiele sposobów. Norwegian Air jest jedyną linią która lata tu bezpośrednio z Warszawy. Ja wybrnąłem Alitalię ze względu na niskie ceny przewozu sprzętu. Niestety też miałem problemy i trzeba pamiętać, że od teraz są nowe przepisy odnośnie wagi paczek i nie mogą one przekraczać 32 kg.


Następnym krokiem jest rezerwacja hotelu. Najlepiej jest to wykonać na dwa sposoby. Pierwszy to rezerwacja na stronie www.livingtarifa.com mieszkania które nam odpowiada. Jedynym minusem jest tutaj brak podglądu mieszkania na "żywo" co czasami może się okazać sprawą decydującą. Drugi sposób to przyjechać i dopiero na miejscu udać się do biura turystycznego, których jest tu wiele i tam już możemy wybrać mieszkanie odpowiadające naszym wymaganiom. W okresie zimowym jest tutaj stosunkowo mało ludzi ale wszystkie restauracje oraz sklepy są otwarte i jest w czym wybierać. Ceny są o ok. 20% wyższe niż w Polsce.


Jeżeli chodzi o miejsca do pływania to wszystko zależy od wiatru, który w danym momencie wieje. Jeżeli wieje tak zwane "poniente" czyli wiatr od oceanu to najlepszym miejsce jest "arte vida" lub "valdavaceros". Są to spoty oddalone o ok. 10 minut jazdy samochodem od centrum Tarify. Pierwszy z nich znajduję się bliżej Tarify i jest bardziej przyjazny dla początkujących ze względu na brak jakichkolwiek kamieni i skał. Musimy też pamiętać o tym, że w zimie fale potrafią być dość duże dlatego odradzałbym przyjazdu tutaj początkującym. Drugi spot jest trochę dalej i przy tym kierunku wiatru można zacząć pływanie z falą oraz podstawowe skoki.


Gdy wieje wiatr ze wschodu czyli "levante" sprawa jest bardziej skomplikowana. Zazwyczaj wiatr ten wieje przez kilka dni od 2 do 7-8. W pierwsze dni kiedy wiatr się "rozkręca" najlepiej pływać blisko centrum Tarify. Następnie w drugi lub trzeci dzień wiatr jest już za silny w Tarifie i najlepiej udać się do wcześniej wspomnianego "valdavaceros".


Bardzo polecam to miejsce na wyjazd zimowy ale raczej dla ludzi którzy oprócz pływania chcą zobaczyć ciekawe miejsce oraz odpocząć. Wiatr w tym okresie może być ale nie jest to pewne dlatego jeżeli ktoś nastawia się na "ostre" pływanie raczej poszukałbym innego miejsca. Jeżeli chodzi o atrakcje poza pływaniem to jest ich tu wiele, od Gibraltaru, Cadizu'u po Tanger i północną część Afryki.



Wiatr

W Tarifie wieją dwa wiatry: silny i ciepły Levante, który wieje za dnia i w nocy oraz chłodniejszy Poniente, który wieje silniej popołudniu. W Cieśninie Gibraltarskiej zachodzi zajwisko "tunelu" powietrznego, nadającemu wiatrowi niesłychaną prędkość. Jest to główną przyczyną porywistości tarifeńskiego wiatru.


Wiatr z południowego wschodu zwany Levante jest ciepły, wieje we dnie i w nocy, a jego średnia siła to 7-10 stopni w skali Beauforta. Levante tworzy skupiska chmur nad szczytami gór. Zazwyczaj wiatr ten nie ustępuje przez kilka dni, a końcówka jest intensywna. Levante w Tarifie jest raczej wiatrem od ziemi (wieje w kierunku morza), chociaż fale nie są wysokie.
Kiedy wieje Levante (8 i więcej węzłów), najlepiej udać się do Cańos. Tam znajdziesz najwyższe fale i trochę słabszy wiatr.


Latem przeważa słabszy wiatr, Poniente, który wieje od Atlantyku i przynosi fale głównie zimą. W ciepłe i słoneczne dni efekt termiczny nasila Poniente w rejonie zatoki Valdevaqueros. Wieje silniej między 15.00 a 18.00 i przestaje znienacka. Może się zdarzyć, że taka sytuacja cię zaskoczy na plaży, kiedy już przyniesiesz ze sobą cały sprzęt... Zawsze można pograć w badmintona...


Informacje: http://tarifa.costasur.com/pl/windsurf.html


Jakub Kosmowski
Sponsorzy:
Gaastra, Tabou, PeMaPe, Briggs&Stratton
www.pol288.com


RELACJA


Pomysł, żeby jechać na Tarifę na Sylwestra narodził się dość wcześnie, już jesienią, wystarczyło przecież spojrzeć w kalendarz w okresie świątecznym, żeby się doliczyć 2 tygodni urlopu za wzięte 5 dni wolnego. Do tego doszły informacje, że miał się tam odbyć Tarifa Windsurfing Festival.


Pomysł, żeby jechać na Tarifę na Sylwestra narodził się dość wcześnie, już jesienią, wystarczyło przecież spojrzeć w kalendarz w okresie świątecznym, żeby się doliczyć 2 tygodni urlopu za wzięte 5 dni wolnego. Do tego doszły informacje, że miał się tam odbyć Tarifa Windsurfing Festival mobilizowała do tego żeby się zebrać i jechać . Co prawda decyzja zapadała w trybie last minute ale w końcu zapadła – nie ma co gdybać jedziemy.


Jedziemy autem zapakowanym w cały nasz sprzęt windsurfingowy do tego deska surfingowa, oraz sprzęt snowboardowy, w końcu w niedaleko od Tarify jest Sierra Nevada. Nie zakładaliśmy, że te wszystkie opcje uda nam się wykorzystać ale ...... Nasz surfbus – Trafic zapakowany pod sufit. A przy okazji wieziemy polskie zapasy do francuskiej Tuluzy bo okazało się, że Magda odnalazła tam koleżankę z szkolnych lat. Już w ostatnim tygodniu przed wyjazdem okazuje się, że jedzie też dodatkowe wsparcie ze Szczecina. Nieźle się zapowiada. Startujemy w sobotę z zamiarem dojechania na polską Wigilię do francuskiej Tuluzy. To pierwszy dzień otwartych granic. Po minięciu opustoszałych budek kontroli granicznej, przechodzi myśl, że teraz zawsze sprawniej będzie można dojechać na prognozę na Rugię.



Niemcy witają nas mrozem, wieczorem dobijamy do granicy francuskiej, na termometrze -9 stopni, ale w końcu surfbus jest przygotowany na wszelkie warunki, więc śpiwory puchowe idą w ruch i zasypiamy na pace na parę godzin. Rano zimno, szron na wszystkim, ale na pocieszenie szykuje się słoneczny dzień, wieczorem planujemy dotrzeć do Tuluzy. Plany realizują się jakby same, serdeczne powitanie, jakaś niezliczona ilość butelek wina przy nocnych rozmowach, podczas spotkania po latach. Wigilia iście polska na francuskiej ziemi. Było przesympatycznie, ale trzeba jechać dalej w końcu Tarifa czeka. Jedziemy dalej, od Walencji już w Hiszpanii zaczyna robić się cieplej tzn. ok +10, a na plantacjach pomarańczy przy autostradzie pracują ludzie, pewnie te pomarańcze niedługo pojawią się w polskich sklepach. Jedziemy bez pośpiechu ciesząc się przede wszystkim podróżą, urlopem który wreszcie się zaczął.


Późnym popołudniem 27 grudnia dojeżdżamy na Tarifę, ciepło, wieje, piękny widok na Afrykę. Instalujemy się na campingu Rio Jara, apartament mamy od jutra, jak dojedzie ekipa ze Szczecina. Camping w pełni działa, 22 Euro za busa, 2 osoby za noc, prąd bez limitu, ciepła woda pod prysznicem, tłoku co prawda nie ma ale sporo aut, camperów i o dziwo twardzieli w namiotach, a temperatura w nocy spada do 5-6 stopni. Jeszcze tego samego dnia jedziemy do miasta; Magda zobaczyć po raz pierwszy miasto piratów, wędrowca z Alchemika; a ja z przyjemnością przypomnieć sobie stare kąty. Już na pierwszy rzut widać, że Tarifa buduję się na potęgę, apartamentowce rosną wszędzie. Na szczęście stare miasto dalej zachwyca urokiem, mikroskopijne uliczki ze ścianami na wyciągnięcie ręki, z knajpkami za każdym rogiem, 800 lat historii robi swoje, miasto piratów, Maurów i wszelkiej maści obieżyświatów zachwyca i ma w sobie niepowtarzalny urok.


Rano po wreszcie spokojnie przespanej nocy, jedziemy do Bolonia Bay, czekamy aż ruszy prognoza i dobije ekipa ze Szczecina, po krótkim spacerze, zawijamy się do samego centrum Tarify na Playa Chica, bo Levante, które właśnie ruszyło daje tu właśnie najlepsze warunki do pływania. Parkuję cudem, bo miejsca brak, zjechało sporo ludzi w Europy na zawody związane z Windsurfingowym Festivalem, spotykamy stałego polskiego rezydenta na Tarifie Marcina Ratajczaka. Jest 28 grudnia, w kraju zima, a tu 18 stopni, świeci słońce, takluję LOFT 4,7 LIP Wave oraz biorę Tabou Pocket Wave 74 l, skały po zawietrznej nie wyglądają zachęcająco, ale fale które wchodzą na lewą nogę są idealne do skakania, więc nie ma się co zastanawiać na wodę. Bogo na Pocket Wave 84, Żuk na 78 l świetnie się bawimy na wodzie, jest wręcz idealnie, jak na dzień dobry Tarifo – wręcz perfekcyjnie. Lokalesi i inni stali bywalcy dają popis. Jak już nie mamy siły a na wodzie zrobił się spory tłok kończymy dzisiejsze pływanie, jedziemy się zainstalować się na kwaterze oraz dopełnić tego dnia hiszpańskim Tinto oraz polskim bigosem poświątecznym. W końcu na jutro też jest prognoza.

Dnia następnego już na 5,2 LOFT LIP Wave, trochę mniej pływania ale nie ze względu na brak wiatru ale na rozgrywane heaty frestylowe. Plaża nieduża więc nie starczało miejsca dla wszystkich.


Na następny dzień jedziemy testować naszą deskę surfigową Tabou do El Palmar – miejscówka surfingowa położona 50 km od Tarify w stronę Kadyksu. Pod okiem naszego instruktora Bogusława, który szlifował surfing na Hawajach próbujemy złapać jakąś falę i choć zasurfować „ na foczkę”. Jest super ciepło, woda ciepła plaża ciągnąca się w nieskończoność, surfingowa atmosfera. Parę dni spędzamy na doskonaleniu naszych surfingowych umiejętności, nasz surf instruktor mówi, że jest to trudny sport i nie mamy się przejmować falami, które nas omijają. W międzyczasie zaliczamy prezentację taklowania Monty Spindlera z najnowszym żaglem LOFT Blade, chociaż nie używam żagli slalomowych ale łatwość z jaką Monty otaklował ten żagiel przy okazji opowiadając o tym po hiszpańsku i angielsku zrobiła wrażenie. Żagiel po otaklowaniu też okazał się warty grzechu, aż chciałoby się na nim popływać na jakiejś slalomce.


Wieczorem sprawdzamy prognozy – niedaleko naszej kwatery jest surf bar Malibu gdzie wpinamy się w WiFi. Ma zacząć wiać ale też niestety padać od 2 stycznia na 3 stycznia szykuje się jakiś armagedon, sztorm i fale po 4 metry, może być grubo.


No i doczekaliśmy się, najpierw deszcz potem wiatr, po konsultacjach z rezydentami jedziemy na Playa do Los Lances – na bulwarze taklujemy, ja LOFT LIP Wave 3,9, Bogo 3,7, Żuk 4,0 nie miał mniejszego, generalnie pływał jeden koleś reszta jakoś dojeżdżała ale ten deszcz chyba studził zapały do zejścia na wodę. Nasza ekipa nie odpuszcza, mimo że kierunek nie jest zachęcający po pokonaniu jakiś 150 metrów plaży poprzegradzanej drewnianymi płotkami, próbujemy szczęścia. Bogo odpalił udało mu się w uniknąć kilku wodnych walców, i jeździ między górami wody, jest grubo. Robię podejście ale przy drugim rzędzie wałków fala zasłania cały wiatr, zaliczam niezłą mielonkę, wywaliło mnie na plażę, sprzęt cały, chwila oddechu, i kolejne podejście, Bogo wraca, mówi, że przez ten deszcz stracił orientację i zjechał na brzeg. Żuk robi podejście strzał na drugim rzędzie fal, mielonka i wypluwa nas na plażę. Po kilku podejściach odpuszczamy, warunki są trudne i niekorzystne, szkoda sprzętu, może spróbujemy później w innym miejscu. Popołudniu podejście do miejscówki Valdevaqueros, trochę mniej pada, udaje się trochę popływać do zachodu słońca – 17.30, prawda że długi dzień:)
Zmęczeni jedziemy do miasta na pizzę i imprezę na zakończenie Tarifa Windsurfing Festival.


3 stycznia wstaję rano – w nocy tak wiało że nie dało się spać, wszyscy śpią, jadę robić zdjęcia do miasta. Deszcz zalewa Tarifę tonami wody, ulice zalane, powybijane studzienki ściekowe, szerokie plaże stały się rozlewiskami, na których z czasem pojawią się kajciarze. Wracam do domu jemy śniadanie chłopaki wychodzą na wizję lokalną, warunki nas przerastają nie ma szans na pływanie. Może popołudniu. Ale dla nas jest to dzień wyjazdu więc chyba nie popływamy, ostanie zakupy w mieście i żegnamy się z ekipą, która jak się później okazało popływała i to bez ulewnego deszczu. No cóż to w końcu zima i nawet na Tarifie może być inaczej niż słonecznie ale jak się na trochę czasu można tu nieźle popływać gdy w kraju o tej porze roku nie ma na to szans. Przed nami prawie 4000 km do domu ale z pewnością tu wrócimy do magicznej Tarify ( poza sierpniem ) przepięknej Andaluzji która o tej porze ma zielone pola, do niekończący się plaż, białych miasteczek na wzgórzach, surfingu, dzikich koni, byków do tego Tranquilo które lata gdzieś nad głową i pozwala choć przez parę dni żyć bardziej wyluzowanym bez ciśnienia i pośpiechu.


Aloha Lewik / Loslameros.com


Wasze komentarze

Dodaj swój komentarz

Nie ma jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!

Katalog sprzętu

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.