6 października speedowy spot West Kirby w Wielkiej Brytanii nawiedził huraganowy wiatr, w porywach dochodzący nawet do 60 węzłów. Tak ostre warunki ściągnęły zarówno rodzimych speedowców, jak i spragnionych rekordu windsurferów z innych krajów Europy. Wyposażeni w GPS'y wszyscy dla czystej zabawy walczyli o swoje najlepsze wyniki.
Jedną z najwyższych prędkości osiągnął Steve Thorp, którego GPS wskazał maksymalną prędkość 50,01 kts!
Od samego początku wiał bardzo silny wiatr - opowiada Steve - a według prognozy miał jeszcze wzrastać. Złamałem żelazną zasadę w speedsurfingu, nie wierząc w to specjalnie i przez pierwsze kilka godzin zajmowałem się robieniem zdjęć. Przez większą część dnia wiatr zaczął jednak słabnąć. Na szczęście na pół godziny przed zachodem słońca rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo. Niebo zasnuły sztormowe chmury, przynosząc szkwały do 60 węzłów. Większość chłopaków była już zbyt zmęczona po całym dniu pływania, więc zostało nas tylko 3 lub 4 na wodzie.
W międzyczasie wiatr odkręcił mocniej od brzegu, co mocno pokrzyżowało rekordowe plany. Gdy tylko dochodzono do najwyższych prędkości, deskarze wpadali na obszar mocno zafalowanej wody. Nie było szans by pociągnąć 10 sekundowy hals przy pełnej prędkości, bez zakończenia go katapultą albo kompletnym odpuszczeniem pędnika.
Nie miałem większych kłopotów z opanowaniem mojego Simmera SCR 5m przy takim wietrze - dodaje Steve. Zaliczyłem tylko jedną katapultę, kiedy statecznik całkiem wyskoczył z wody i wystrzeliło mnie w powietrze. Mój przedostatni przejazd dnia okazał się najszybszy. Byłem niesamowicie szczęśliwy gdy zobaczyłem na wyświetlaczu 50.01 kts. Spełniło się moje marzenie! Była to jednak krótka chwilowa prędkość, maks z 2 sekund pokazuje już tylko 48.3 kts, a z 10 sekund 44,7 kts. Gdyby tylko cały kurs był tak płaski, mielibyśmy nieprawdopodobne warunki…
Jacques Van der Hout podczas jednego z przejazdów:
Źródło: www.redsurfbus.com
