Krzysiek 2011-05-04 17:56, Krzysiek

Czarnocińska majówka - czysta windsurfingowa przyjemność




Tak znakomita prognoza zdarza się przeważnie wtedy, kiedy albo jest strasznie zimno, albo mamy nawał pracy. A tu proszę… 5 wietrznych dni w towarzystwie wiosennego słońca, wypadających dokładnie w długi majowy weekend. Nic więc dziwnego, że do położonego nad Zalewem Szczecińskim Czarnocina pierwsi surferzy zaczęli zjeżdżać już w piątek. Północno wschodni wiatr korzystnie wpasował się w ułożenie linii brzegowej, wyraźnie zwiększając swoją siłę około 200 metrów od plaży. Był on jednak trochę złudny. To co na brzegu wydawało się mocną 4-ką, w pewnej odległości okazywało się konkretną 6-ką, w porywach dochodzących do 7 Bft. Bezchmurne niebo, równy wiatr i w miarę płaska woda zachęcały do długich halsów wgłąb Zalewu. Czysta przyjemność windsurfingu na dobry początek sezonu. O to właśnie chodziło!



I tak piątek minął pod znakiem rozpływania. Następnego dnia czekało bardziej sportowe wyzwanie - regaty. Wypada dopowiedzieć, że okolice Szczecina są dość specyficznym regionem. Mnóstwo tu wspaniałych akwenów, wiatru nie brakuje, a chętnych do zabawy na wodzie zawsze było jak na lekarstwo. Do tego spora część dawnej braci windsurfingowej przeszła na kajtową emeryturę. Mimo to, na pierwszy start stawiło się kilkunastu zawodników gotowych do slalomowego wyścigu po ósemce.


Ostra walka na starcie
 
Prawdopodobnie aby nie było zbyt sielankowo, zaraz po sygnale rozpoczęcia regat, wiatr zaczął płatać figle. Gdy flota zawodników radośnie opłynęła pierwszą boję, pojawiły się dziury, nierówne szkwały i delikatne odkrętki kierunku. Ci co postawili na małe żagle lub deski znaleźli się w opałach. W tych trudnych warunkach najlepiej poradził sobie Paweł Błaszczak z Krasnegostawu. Nie tylko wygrał pierwszy bieg, ale zdołał nawet zdublować paru konkurentów.



Widząc, że na poprawę wiatru nie ma co liczyć, sędzia główny - Marcin Jabłoński - zarządził szybki kolejny start. W podobnych warunkach znowu pozycję lidera objął Paweł, jednak siedzący mu na rufie Mateusz Matuszewski z Leszna wykorzystał jego błąd podczas zwrotu i w ostatnim momencie wyskoczył na prowadzenie. Słabnący wiatr oraz optymistyczna prognoza na kolejny dzień zdecydowały o zakończeniu zabawy na 2 biegach. O wszystkim miał przesądzić niedzielny finał.



Niedziela przyniosła kolejną porcję słońca i wiatru. Wstępna prognoza mówiła o "górce" w godzinach popołudniowych, dlatego aby uniknąć niespodzianek z soboty, regaty miały ruszyć w momencie najpewniejszego wiatru. Jednak nie zawsze to co w prognozie pokrywa się z rzeczywistością. Gdy koło godziny 14 dały się odczuć pierwsze oznaki słabnącego wiatru, komisja podjęła decyzję, iż finał odbędzie się w formie wyścigu długodystansowego, w którym rolę boji przyjął śmiałek, płynący z minutowym wyprzedzeniem wgłąb Zalewu. Taki manewr pozwolił oszczędzić czas potrzebny na ponowne rozstawienie bojek i wystartowanie wyścigu przy jeszcze dość silnym wietrze. W kilkukilometrowym wyścigu znowu na prowadzenie wysunął się Paweł Błaszczak. Trwała zacięta walka o prędkość, ale także o wysokość halsu. Okazało się, że nasza boja ma całkiem dobre umiejętności w żegludze pod wiatr i nie każdy zdołał jej sprostać. Zawodnicy którzy wcześniej nie zrobili sobie odpowiedniego zapasu wysokości podczas halsu, mieli problemy ze zmieszczeniem się w planowanym kursie, a ostrząc znacznie tracili prędkość. Taktykę trzymania stałego ostrego kursu objął piszący te słowa, również startujący w regatach - Krzysiek Mruk - i dzięki temu jeszcze przed zwrotem wyprzedził lidera floty - Pawła. Powrót do mety był już czystą przyjemnością. Bez potrzeby ostrzenia mogliśmy koncentrować się wyłącznie na prędkości, mając nadzieję, że wiatr nie zgaśnie tuż przed finiszem…. Szczęśliwie (dla autora tekstu) wiatr nie stracił mocy i nie spowodował nagłego przetasowania pozycji. Pierwsze miejsce w ostatnim wyścigu regat wywalczył Krzysiek Mruk, drugie należało do zacięcie goniącego Pawła Błaszczaka.


Finisz biegu długodystansowego 

Po zsumowaniu punktów z trzech biegów zwycięzcą regat został Paweł Błaszczak, drugie miejsce zdobył Krzysiek Mruk, trzecie Piotr Błaszczak. Pozostało już tylko rozdanie nagród ufundowanych przez firmę Energysports i wylosowanie wśród wszystkich startujących głównego trofeum - bomu, który zasłużenie trafił w ręce Mateusza Matuszewskiego.

Wieczorem sportowe emocje zastąpiła impreza w czarnocińskim ośrodku „Frajda", gdzie o część artystyczną zadbały dwa zespoły rockowe: Moonshine i Erotic DeMons, a o ogólną wesołość - pomysłowość uczestników.


Wypada tylko podziękować ekipie ośrodka „Frajdy" za organizację regat oraz firmie Energysports, dzięki której żaden z zawodników nie opuścił niedzielnych zawodów bez jakiegoś trofeum. Chodzą słuchy, że w czerwcu odbędzie się druga tura regat, tak więc do zobaczenia!

Zdjęcia m.in. Marcin Jabłoński.

Podobne artykuły:

Wasze komentarze

Katalog sprzętu

HOT

Spoty

Planujesz wyjazd na deskę? W naszej bazie znajdziesz atrakcyjne miejsca.